28 sierpnia 2015

Rozdział 1

 Nadszedł nowy czas



 Lifehouse – Storm


       Czyż nie jest tak, że życie pisze nam scenariusz jeszcze przed tym, kiedy pierwszy raz otworzymy oczy i będziemy mogli samodzielnie oddychać? Jest. Jeszcze przed naszymi narodzinami powstaje nasza księga życia, która jest zapisana na pergaminowym niebie, atramentem z gwiazd. Tam zapisane są misje, jakie musimy spełnić. Mogą to być cele najmniej znaczące, ale też takie, które mają ogromny wpływ na życie innych ludzi.
     Jednak my do pewnego czasu nie mamy o tym pojęcia. Rośniemy spokojnie, bez żadnych zmartwień i problemów. Jesteśmy najszczęśliwszymi dziećmi, dla których liczy się tylko zabawa i przyjemności. Żyjemy w szczęśliwych rodzinach i nie przejmujemy się tym co dzieje się za murami naszych domów.
     Lecz szczęście nie trwa wiecznie. Musi nadejść w końcu kulminacyjny moment. Taki, który pokaże nam co znaczymy w tym świecie i po co Bóg nas zasłał na ziemię.
     I tak moment, piętnaście lat temu nadszedł dla pewnej rodziny. Nie spodziewali się tego. Nikt się tego nie spodziewa. Bo nikt nigdy nie zna daty ani godziny.
     W jedną noc szczęśliwa, kochająca się rodzina rozpadła się na zawszę. Już nigdy nie spotkają się w tym samym gronie, nie pożartują, nie przytulą. Bo gwiazdy postanowiły położyć kres życiu. Pozbawić szczęścia i dalszej przyszłości.
   
Bo oto nadszedł n o w y  czas.

    Noc z trzydziestego pierwsze października na pierwszego listopada, była początkiem i końcem. Końcem życia dla rodziców, a początkiem nowego życia dla ich dzieci.
   Jeden człowiek, jedno zaklęcie, dwa słowa przekreśliły plany i życie tej rodziny. Jednak sprawiedliwość swoją ręką dosięga wszystkich. I tak było i tym razem. Lorda Voldemorta też to spotkało. On też zapłacił za zniszczenie czyjegoś szczęścia. Człowiek, którego wszyscy uważali za niezniszczalnego, został tamtej nocy pokonany. Jego panowanie w świecie czarodziei skończyło się wraz zrzuceniem uśmiercającego zaklęcia. Zaklęcia, które po odbiciu się od dwóch małych dzieci, wróciło do niego i pozbawiło życia.
       Ta pochmurna noc została wyryta na zawsze w pamięciach wszystkich czarodziei. Jednak największe piętno odbiła na dalszym życiu pewnej dwójki. Dwójki młodych ludzi, w których rękach leży los całego świata. I to właśnie ich zadaniem jest ocalenie ludzkiego istnienia.
    Wtedy o tym nie wiedzieli. Jednak teraz są świadomi wszystkiego i wcale nie jest im łatwiej.
      Bo zło nigdy nie znika na z a w s z e. Nigdy się go tak naprawdę nie pozbędziemy. Nie jesteśmy w stanie wyeliminować go z naszego życia. Ono z a w s z e wraca. I tak było i tym razem.
     Nadzieje na dalsze, spokojne życie, prysnęły jak bańka mydlana. Koszmar z przed dziesięciu lat miał znowu zatoczyć koło. I wrócić ze zdwojoną siłą.
     I kolejny raz ta sama dwójka młodych ludzi, musiała zmierzyć się ze swoim przeznaczeniem. Znowu stanąć oko w oko z zabójcą swoich rodziców i tysiąca innych, niewinnych osób.
      Mieli wtedy zaledwie jedenaście lat i kolejny raz uciekli spod skrzydeł śmierci.
      Dzieciaki w tym wieku nie przejmują się niczym. Żyją beztrosko i bez żadnych problemów. Bawią się z rówieśnikami i chodzą do szkoły. Tak zachowują się normalni jedenastolatkowie.
      Jednak oni odbiegali od normalności. Nić normalności przekroczyli kiedy tylko się urodzili. I teraz już nawet nie są w stanie jej dostrzec. . .

     I przez kolejne lata zmagali się z prześladującym ich morderca i jego zwolennikami.  Patrzyli jak umierają ludzie. Ludzie, którzy coś dla nich znaczyli.
     Na czwartym roku, podczas Turnieju Trójmagicznego, na ich oczach zginął Cedric Diggory. Chłopak, który przez pewien czas był ważną osobą w życiu Julii Potter. Wypełniał dziurę w jej sercu. Pomagał jej.
     Kiedy go zabrakło poczuła jakby zabrano jej cząstkę jej samej. Co noc śniła się jej ta scena. Scena tak straszna, że budziła się z krzykiem. Nie mogła się jej pozbyć. Prześladowała ją wszędzie. W każdej czynności jaką wykonywała. Wszystko przypominało jej j e g o.
     Jednak z czasem przestała się bać i płakać. Jednak ciągle pamiętała. Bo tego nie da się zapomnieć.
      Jednak, kiedy pod koniec piątego roku w Hogwarcie, podczas walki w Ministerstwie Magii zginął jej i Harry’ego Ojciec Chrzestny, już nie potrafiła się podnieść.
      Od tamtej pory przed oczami widzi upadające, martwe ciało Syriusza, które leży przed jej nogami. Uratował ją, a sam padł ofiarą śmiertelnego zaklęcia, rzuconego przez Bellatrix Lestrange.
    I od tamtego dnia nie myśli o niczym innym, tylko o zabiciu morderczyni Syriusza Blacka . . .
      Teraz przez cały czas wydaje się jej, że żyje za karę. Nienawidzi poranków, bo wie, że musi podnieść się z łóżka i grać swoją rolę. Musi udawać przed wszystkimi, że jest silna i się nie załamała. A tak na prawdę z jej serca zostały tylko wiórki. . .


***

 -Dudley ty gruby kretynie! Obiecuje, że jak tylko będę mogła legalnie używać magii, to zmienię cię w grubego, różowego prosiaka!
     Wściekły wrzask panny Potter, rozniósł się echem po całym domu Dursleyów. Można by powiedzieć nawet, że słychać było ją na całej ulicy.
      Zbiegła po schodach ze swoim kotem na rękach; zwierzak miał całe skłębione futerko. Do kuchni wpadła jak burza. Jej mina nie wróżyła nic dobrego. Była wściekła.
      Petunia, która właśnie trzymała w ręku miskę z bliżej nie określoną substancją, kiedy tylko zobaczyła Julię, wypuściła naczynie z rąk. Wiedziała, że jej siostrzenica pod wpływem złości jest dość niebezpieczna. I nawet nie musi używać różdżki, żeby zrobić komuś krzywdę. A od przyjazdu ze szkoły na letnie wakacje, było jeszcze gorzej. Albo na każdego krzyczała, albo wychodziła z domu i nie było jej przez parę godzin. Ta druga opcja była korzystniejsza dla wszystkich domowników.
      Brunetka tylko zmierzyła ciotkę wściekłym spojrzeniem i poszła do salonu. Tam znalazła swoją ofiarę; jej kuzyn stał przy barku, w którym znajdowała się masa słodyczy. Głowę miał wetkniętą w środku owego mebla, a jego ręce co rusz sięgały po nowe smakołyki. Był tak zajęty jedzeniem, że nie usłyszał jak dziewczyna podchodzi do niego. Zorientował się dopiero wtedy, kiedy Potter walnęła go otwartymi drzwiczkami w głowę.
      Stłumiony krzyk bólu wydobył się z jego zapełnionych ust. Przestraszony wzrok powędrował na jego kuzynkę.
 -Jeżeli jeszcze raz dotkniesz, a nawet spojrzysz na Mil, to obiecuje, że nie dożyjesz wschodu słońca. -wysyczała i ruszyła do swojego pokoju, który dzieliła z Harrym.
      Kiedy miała już wejść na pierwszy schodek, usłyszała pukanie do drzwi. Prychnęła ze zdenerwowaniem i poszła otworzyć.
      Już miała powiedzieć przybyłemu gościowi parę niemiłych słów, jednak w porę się opamiętała. Zobaczyły przed sobą starca z długą, siwą brodą i z okularami połówkami, nasuniętymi na spiczasty, pomarszczony nos . Jej wściekłość przeszła, tak samo szybko jak się pojawiła, a twarz pokrył szczery uśmiech. Już od dawna nie cieszyła się tak jak w tej chwili.
     Dumbledore również się do niej uśmiechnął.
 -Zaprosisz mnie do środka? –zapytał uprzejmym głosem.
 -Tak, tak, proszę profesorze niech pan wejdzie. –powiedziała i gestem dłoni zaprosiła go do domu.
 -Idź po Harry’ego, a ja zapoznam się z twoim wujostwem. –rzekł i zaczął iść w stronę kuchni.
 -Nie wiem czy to najlepszy pomysł. Bo wi…
       Jednak nie dane było jej skończyć, bo starzec uciszył ją ruchem dłoni i nakazał iść po brata.
      Nie sprzeciwiając się już woli dyrektora, pobiegła na górę. Otworzyła drzwi z hukiem, tak, że Harry, który właśnie siedział na łóżku, zerwał się na równe nogi, trzymając w ręku różdżkę.
 -Schowaj tego patyka. Dumbledore przyjechał.
      Powiedziała i wybiegła z pokoju, wcześniej wypuszczając z objęć swoją kotkę. Czarnowłosy pobiegł za nią i oboje weszli do salonu.
     To co zobaczyli, wywołało u nich zdziwienie i uśmiech. Dursley’owie siedzieli ściśnięci na małej, różowobiałej kanapie. Na ich twarzach malowało się przerażenie. Natomiast dyrektor Hogwartu siedział na fotelu, popijając herbatę, którą najwidoczniej sam sobie wyczarował. Niewątpliwie jej wujostwo nie pofatygowałoby się i nie zaproponowałoby przybyłemu gościowi nawet szklanki wody a co dopiero zaparzenia herbaty w tak eleganckich filiżankach. Tego akurat byli pewni.
 -O już jesteście. Właśnie poinformowałem państwa Dursleyów o tym, że zabieram was na resztę lata. Bardzo miło z ich strony, że nawet się nie sprzeciwiali.
      Harry po słowach profesora parsknął cichym śmiechem.
 -No to na nas już pora. -Dumbledore wstał z fotela i jednym zaklęciem spowodował, że jego szklanka zniknęła. -Dziękuje za gościnę i do widzenia. A i miałbym jeszcze jedną prośbę. -odwrócił się do nich -Chciałbym was prosić, żebyście pozwolili wrócić Juli i Harryemu do was jeszcze na letnie wakacje. Pani powinna wiedzieć czemu o to proszę. - spojrzał wymownie w stronę Petunii i przez chwile lustrował ja spojrzeniem. Kobieta prawie niedostrzegalnie skinęła głową na znak, ze zrozumiała słowa mężczyzny. Dyrektor uśmiechnął się do niej przyjaźnie -  Do widzenia.
       Bliźniaki ruszyły za nim do wyjścia. Nie brali ze sobą rzeczy, bo wiedzieli, że są już spakowane i dostarczone, tam gdzie spędzą resztę wakacji.
       Kiedy wyszli na zewnątrz profesor przystanął i wyciągnął do przodu obie ręce.
 -Chwycie się. -rozkazał im.
       Kiedy tylko chwycili się jego rąk, od razu poczuli, że ziemia usuwa się im spod nóg, a żołądek wiruje. Właśnie pierwszy raz w życiu mieli okazję się teleportować i stwierdzili, że wcale nie należy to, do najprzyjemniejszych rzeczy. Taka forma transportu jest owszem szybka i pozwala zaoszczędzić wiele czasu jednak nie dostarcza przyjemnych wrażeń.
       Kiedy tylko  poczuli już twardy grunt pod nogami, odetchnęli z ulgą.
 -Gdzie jesteśmy? -zapytał od razu Harry.
 -To nie jest istotne. Ważne jest co tu robimy.
      Odpowiedział mu dość tajemniczo dyrektor i ruszył przed siebie, bez słowa wyjaśnienia. Oni popatrzali na siebie ze zdziwieniem i poszli za nim.
 -A więc co tu robimy? -zapytała po dłuższej chwili milczenia Julia.
 -Musimy przekonać mojego dawnego przyjaciela, żeby wrócił do Hogwartu.
 -Ale w czym my możemy pomóc? Co niby mielibyśmy robić? -zdziwił się Harry i znowu popatrzył na swoją siostrę.
 -Wystarczy jak tam ze mną pójdziecie. Poza tym wydaje mi się, ze i tak nie mieliście nic lepszego do roboty.
       Nic z tego nie rozumieli, ale przyzwyczaili się do tego, że Dumbledore nigdy nie mówił jasno. Zawsze pozostawiał im do rozwiązania tajemnice. Nigdy nie wyjawiał im wszystkich informacji. Tylko czekał aż sami do tego dojdą.
       Oczywiście denerwowało ich to, ale wiedzieli, że nic na to nie poradzą. Pozostało mi tylko się do tego przystosować i rozwiązywać te wszystkie łamigłówki.
        Szli nieoświetlonymi uliczkami jakiegoś miasta. Panował tam półmrok. Wszystkie budynki były skąpane w mroku i tylko, w niektórych paliło się nikłe światło. Nie było słychać żadnego szmeru czy też rozmów. Żaden człowiek nie przechodził tamtędy. Było pusto. Jakby ludzie z tego miasteczka spali, albo w ogóle ich nie było.
        Nagle Dumbledore zatrzymał się przed kamiennym, szarym domkiem. Był on nie duży, z małą fontanną, która była okrążona marmurowymi aniołkami, które trzymały w ręku małe strzały i to właśnie z nich leciały strumienie wody.
         Przeszli piaszczystą drużką prowadzącą do drewnianych drzwi, z małą czarną kołatką na środku. Profesor zastukał nią parę razy, i po chwili stanął przed nimi dość gruby starzec, o błyszczącej łysinie i lekko wyłupiastych oczach. Na jego twarzy malował się szok. Najprawdopodobniej nie spodziewał się gości.
 -Witaj Horacy. -przywitał się Dumbledore i uścisnął rękę zmieszanemu Slughornowi.
 -Witaj Albusie nie spodziewałem się ciebie. - odpowiedział mężczyzna nie kryjąc swojego niezadowolenia złożoną wizyta.
 -Może porozmawiamy w środku? Myślę, że będzie to bardziej stosowne.
          Slughorn wpuścił ich do środka i zamknął za nimi drzwi.
 -Wiem o co ci chodzi Albusie, ale moja odpowiedz ciągle brzmi nie.
         Powiedział starzec i usiadł w fotelu, na przeciwko swoich gości. Przyglądał się im uważnie. Jego mina nie wskazywała na wielkie zadowolenie zaistniała sytuacja. Wręcz przeciwnie.
 Dumbledore uśmiechnął się do niego życzliwie i podniósł się z miejsca.
 -Mógłbym skorzystać z toalety? -zapytał dyrektor.
          Horacy ruchem dłoni pokazał mu, w którym kierunku ma się udać i przeniósł swój wzrok na dwójkę młodych ludzi. Chłopiec siedział dość zmieszany, a dziewczyna z zaciekawieniem wodziła spojrzeniem po jego mieszkaniu.
          On doskonale wiedział kim są. Poznał ich od razu. Tak bardzo przypominali swoich rodziców. Byli ich mniejszymi kopiami. Tylko różnili się drobnymi, mało zauważalnymi elementami.
 -Oh strasznie jesteście podobni do Jamesa i Lili. Bardzo ich przypominacie -powiedział drżącym głosem, a oni wbili w niego zaciekawione spojrzenie.
 -Znał pan naszych rodziców? -zapytali razem.
           Slughorn podniósł się z fotela i podszedł do stojącej niedaleko szafki, która była przepełniona poruszającymi się zdjęciami. Oni zrobili to samo. Starzec westchnął tylko i wziął do ręki jedną z fotografii.
 -Uczułem oboje. Wasza mama była najlepsza z eliksirów, a wasz ojciec sprawiał, że jego kociołek dziwnym trafem na każdej mojej lekcji wybuchał.
             Uśmiechnął się pod nosem na to wspomnienie i podsunął im pod nos zdjęcie, które trzymał. Oboje wzięli je do ręki i oglądali. Zobaczyli na nim swoją uśmiechniętą matkę i ojca. Oboje poczuli jak w ich gardle powstaje dziwna gula, która nie pozwala im wydobyć żadnego dźwięku.
            Były nauczyciel eliksirów zobaczył jakie uczucia wywołała u nich ta fotografia. Choć nawet jakby bardzo chciał, nie mógł zrozumieć jaki czują ból. Bo tu było nie do opisania.
 -Tak, byli wspaniałymi ludźmi. Wspaniałymi. . .
           Westchnął i wziął od nich zdjęcia, stawiając z powrotem na miejsce. Do pomieszczenia wszedł Dumbledore.
 -Czas na nas. Przykro mi Horacy, że jednak nie chcesz przystać na moją propozycję. Bardzo mi zależy na tym, żebyś wrócił. Ale jeżeli twoje zdanie jest inne, cóż nic na to nie poradzę. Miło było cię widzieć.
           Uścisnął mu dłoń i ruszył z rodzeństwem Potterów do wyjścia. Oni również pożegnali się ze Slughornem.
           Dalej nie wiedzieli w czym miała pomóc ich obecność, przy tym spotkaniu. Przecież i tak starzec nie zgodził się na powrót.
           Kiedy byli już przy końcu piaszczystej dróżki usłyszeli krzyk Horacego.
 -Dobra, zgadzam się. Ale chcę podwyżki!
 -A więc do zobaczenie w Hogwarcie, Horacy.
           Odpowiedział mu Dumbledore i ruszyli dalej. Teraz rodzeństwo rozumiało po co dzisiaj się tu zjawili. Musieli pomóc w przekonaniu Slughorna do powrotu. Choć dalej za bardzo nie pojmowali jak to zrobili, to cieszyli się, że w ogóle się na coś przydali.
            Kolejny raz tego dnia chwycili się dyrektora i gdzieś teleportowali. Okazało się później, że wylądowali przed Norą, ale profesora już z nimi nie było. Nie pozostało więc im nic innego jak wejść do środka i przywitać się ze wszystkimi.

5 komentarzy:

  1. Pierwsza? No proszę :D Rozdział wyszedł rewelacyjnie! Chociaż zauważyłam parę błędów, ale to nic wielkiego :) Cieszę się, że nie zamieściłaś tej scenki, która jest w książce. Nie mogę się doczekać NN.Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Są dialogi !!! Świetnie. Lubię jak bohaterowie sobie gadają. Ale rowniez lubię czytać twoje genialne opisy. Co do tego to nie mam wątpliwości.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mam pojęcie dlaczego wczesniej nie skomentowałam. xD Opowiadanie jest absolutnie fenomenalne i możesz już być pewna, że uzyskałaś pozycję pośród moich perełek. xD Dodam, kiedy tylko dostanę się do porządnego komputera. ;P Uwielbiam takie rzeczy. :D Buziaki;*;*;*

    OdpowiedzUsuń
  4. super rozdział , charakterem strasznie przypominam Julię <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne opowiadanie

    OdpowiedzUsuń