9 września 2015

Rozdział 3

 Ja i ty przeciwko  światu.




Nightwish – End of all hope


            Wbiegła do domu Cho Chang, przewracając po drodze jakieś wazony, popychając ludzi. Nie zwracała na to uwagi. Teraz myślała tylko żeby znaleźć przyjaciół. Przedzierała się przez tłum i w końcu ich zobaczyła. Siedzieli na jednej z dużych kanap w salonie i o czymś dyskutowali z innymi gośćmi. Podbiegła do niech zdyszana. Popatrzyli na nią z przerażeniem. Czuli już, że coś się stało.
     Wzięła parę głębszych oddechów i na jednym wdechu powiedziała.
 -Nora…Śmierciożercy.. Voldemort.
          Ich oczy zrobiły się jeszcze większe. Nie ważne, że zdanie Julii było nieskładne. Wystarczyły te trzy słowa, żeby wszystko zrozumieć. Fred i George wstali i wyciągnęli przed siebie ręce. Wszyscy się ich chwycili. Julia tylko kątem oka zobaczyła jak Blaise podbiega do niej i chwyta ją za rękę. Nie zdążyła zaprotestować, bo poczuła szarpiecie. Wszystko zawirowało i po chwili stała już twardo na ziemi.
         To co zobaczyli spowodowało, że na moment ich zamurowało. Zobaczyli swoich najbliższych walczących z postaciami w czarnych pelerynach. Szybko się otrząsnęli i pobiegli w tamtym kierunku.
 -Blaise wracaj do domu! -krzyknęła Brunetka w jego kierunku.
 -Nie! Pomogę wam! -odkrzyknął.
 -Ale.. -jednak nie skończyła tego co chciała powiedzieć, bo chłopak jej przerwał.
 -Mówiłaś, żebym się zmienił. Właśnie to robię.
       Popatrzyła na niego zdziwiona. Wiedziała, że nie zmusi go do powrotu, więc dała sobie spokój z przekonywaniem go.
        Biegła jak najszybciej tylko mogła. Wiedziała, że o n a tam jest.
       Julia była zdeterminowana. Możliwość wypełnienia postanowienie, jakie sobie postawiła było na wyciągnięcie ręki. Już w myślach słyszała ten śmiech. Widziała te oczy, pełne szaleństwa. To była najlepsza okazja jaka mogła się jej przytrafić. Wiedziała, że nie ma żadnego planu działania. Ale tego nie można było zaplanować.
        Zacisnęła mocniej różdżkę w ręku i przeskoczyła znajdujące się przed nią niskie krzaki. Była już tak blisko, jednak drogę zagrodził jej pas ognia, który pojawił się nie wiadomo skąd. Stanęła natychmiast. Zobaczyła, że jej przyjaciele i brat walczą z Śmierciożercami. Gniew wypełniał jej wszystkie komórki. Serce waliło jak oszalałe. Oddech przyspieszył. Usta miała ściągnięte w wąską kreskę. Nie miała jak przejść płomieni.
        Zaczęła chodzić w tą i z powrotem. Widziała jak Harry powala swoje przeciwnika. Jednak nie była pewna czy to było zaklęcie obronne czy też to uśmiercające.
        Nagle zobaczyła jak płomienie się rozstępują, umożliwiającej przejście. Odwróciła się i zobaczyła Zabiniego, jak trzyma swoją różdżkę i nakazuje jej biec. Bez wahania przebiegła na drugą stronę. Od razu wymierzyła ogłuszające zaklęcia w Śmierciożerców, którzy walczyli z Ginny i panią Weasley. Nie wiedziała czemu w ostatniej chwili powstrzymała się przed użyciem zaklęcia niewybaczalnego. Coś ją zablokowało. Karciła się za ten postępek. Przecież mogła zabić. Jednak wtedy stałaby się taka jak oni. Ale wiedziała, że nie może stchórzyć kiedy stanie z n i ą twarzą w twarz.
         Stanęła na chwilę i wzrokiem szukała tylko jednej osoby. Czuła, że tu jest. I wtedy usłyszała śmiech. Natychmiast odwróciła się w jej kierunku. Bellatrix stała i patrzyła się na nią, z cynicznym uśmiechem na twarzy i obłędem w czarnych tęczówkach. Po chwili zerwała się z miejsca i zaczęła biec w pobliską, wysoką trawę. Julia bez chwili zastanowienie zrobiła to co ona.


The Dark Knight Soundtrack-And i thought my jokes were bad


         Biegła na oślep rzucając urokami. Musiała coś zrobić, żeby ją zatrzymać. Nie mogła jej znowu uciec. Tak jak wtedy w Ministerstwie. Teraz musiała ją dopaść i pomścić Syriusza. Przez cały czas miała przed oczami jak on upada na ziemię, a oczy Lestrange wypełnia radość i duma. Potrząsnęła głową żeby pozbyć się tych przykrych obrazów i wspomnień.
   Teraz słyszała jej śmiech i krzyki.
 -Zabiłam Syriusza Blacka! Zabiłam Syriusza Blacka!
          Julia poczuła jak łzy zbierają się jej do oczu. Nie mogła pozwolić im wypłynąć. Nie teraz. Teraz miała inny cel. Misja, którą musiała wykonać, była ważniejsza i wymagała siły woli. Jeżeli by się rozkleiła wszystko poszłoby na marne.
         Biegła najszybciej jak mogła. Nie czuła zmęczenia. Chęć mordu dawała jej tyle siły i samozaparcia, że nie myślała nawet o swoich słabościach.
        Co chwilę odgarniała ręką trawę, która uniemożliwiała jej dalszy bieg. I wtedy usłyszała jak kroki jej przeciwniczki ucichły. Ona też się zatrzymała i zaczęła rozglądać na wszystkie strony. Była czujna. Wiedziała, że Bellatrix jest sprytna i przebiegła. Nie mogła dać się jej zaskoczyć.
         Po chwili usłyszała jakby ktoś przebiegał przez wodę. Julia zaczęła powoli i ostrożnie stawiać do przodu swoje kroki. Zachowywała się tak cicho, że była pewna, że nikt jej nie usłyszy.
    Zobaczyła ją. Stała na małej wysepce i kręciła się w koło, szukając wzrokiem Julii.
         Brązowooka zatrzymała się i krzyknęła.
 -Drętwota!
          Jednak jej przeciwniczka była szybsza i odbiła zaklęcie. Córka Potterów wyskoczyła z ukrycia i teraz stała mierząc Śmierciożerczynię spojrzeniem pełnym mordu. A ta uśmiechała się do niej.
 -Jesteś sprytniejsza niż myślałam. Jednak to nie ułatwi ci zabicia mnie. Wiem, że o tym marzysz. Jednak ja ci w tym nie pomogę. Chętnie bym cię sama pozbawiła życia, jednak mój Pan byłby niezadowolony. Ale trochę się mogę nad tobą po pastwić. CRUCIO!
         Julia nie zdążyła zareagować. Poczuła niewyobrażalny ból. Czuła jakby ktoś rozrywał ją na kawałeczki. Całe ciało ją paliło. Jednak nie krzyczała. Nie mogła pokazać jak bardzo cierpi. Wiła się po ziemi, przeżywając męczarnie. Zacisnęła zęby na wargach. Czuła jedynie metaliczny smak i...ten przerażając ból. Czuła, że nie wytrzyma. Że za chwilę rozchyli wargi i z jej gardła wydobędzie się przeraźliwy krzyk rozpaczy i niewyobrażalnego bólu.Walczyła sama ze sobą. Walczyła z nią.
           Za to Lestrange śmiała się szyderczo. Uwielbiała zadawać komuś ból. Kochała zabijać. Były to jedyne rzeczy, dla których żyła. Patrzenie jak jej ofiara upada i oglądanie martwego, bezładnego ciała, działało na nią jak środki pobudzające. Wtedy czuła, że żyje i wie po co ktoś ją zesłał na ziemię.
          Nagle poczuła pulsujący ból na przedramieniu. Czarny Pan ją wzywał. Z niechęcią przerwała tortury i zniknęła.
 


Bracia – Dlaczego


   Julia została sama. Nie miała siły się podnieść. Każda najmniejsza część ciała pulsowała jej z bólu. Każdy mięsień był teraz wyraźnie wyczuwalny. Czuła, że kolejny raz poniosła klęskę.


Znowu przegrała.


      Nie miała odwagi się nikomu pokazać. Jak miałaby popatrzeć w oczy Harry’emu? Przecież mogła ją zabić! On by tak zrobił. Nie pozwoliłby sobie na taką porażkę. Kolejną.
     On zawsze miał jakiś plan. Bez niego nie podejmował walki. A ona zawsze działa spontanicznie i to było jej zgubą. Znowu popełniła błąd.
      Przegrana. To na tym opiera się jej życie.


Zamykam oczy, nie pamiętam już nic
Tak będzie lepiej, cisza nie liczy dni
Chciałam zbyt wiele, dlatego boli aż tak
Zamykam oczy, przeczekam martwy czas
 


      Nagle poczuła, że ktoś podnosi ją z ziemi i bierze na ręce. Nie patrzyła na właściciela umięśnionych i ciepłych ramion, tylko się w niego wtuliła. Miała gdzieś kim jest ta osoba. Nie mogła się już bardziej pogrążyć. Znowu zapadała się w otchłań. Coraz bardziej wpadała w mrok. Już ledwie wychwytywała swoimi zmęczony oczami światło, które niewyraźnie tliło się nad jej głową. Nie potrafiła już wołać o pomoc. Czuła się jakby zabrano jej głos. Jakby pozbawiono ją wszystkiego co miała i kochała.


Była pusta.

 
       Nie miała już żadnych uczuć, potrzeb, pragnień. Wszystko dla niej zniknęło. Została sama, choć wiedziała, że stoi w tłumie. Nie widziała nikogo. Wiedziała, że sprawia każdemu ból. Każdy przez nią cierpi i traci wszystko.
    Ktoś postawił ją na ziemi i złapał mocno za ramiona. Podniósł jej głowę, tak żeby spojrzała w jego oczy.
 -Nie Potter, nikt przez ciebie nie cierpi. Nie zostałaś sama. Masz mnóstwo ludzi, którzy cię kochają i potrzebują. Nie możesz się poddać. Nie teraz kiedy tak daleko zaszłaś rozumiesz?! Ja ci na to nie pozwolę. Nie ważne jakie relacje były między nami wcześniej. W dupie mam to, że jestem Ślizgonem a ty Gryfonką. Rozumiesz? Nie zostawię cię. Pomogę ci ją zabić. Zrobię wszystko co tylko będę mógł.
    Słowa Zabiniego rozbrzmiewały w jej uszach. Były dla niej ukojeniem. Nie ważne, że zajrzał do jej myśli. Bo tego wieczoru sprawił, że zaczęła wierzyć. Ale w co? Że będzie dobrze? Że zabije tych, którzy zniszczyli jej życie? Nie wiedziała. Jeszcze nie …
    Wtuliła się w niego i pozwoliła prowadzić. Nie miała pojęcia czemu zaufała temu arystokracie. To było nierealne. Nigdy się nie lubili. Nie szczędzili sobie opryskliwych uwag. Jednak teraz był jej podporą, wsparciem. Biło od niego coś, co pozwalało jej, mu zaufać. Bała się tego, że może okazać się kolejny draniem. Kolejną osobą, która ją skrzywdzi. Jednak spychała te myśli na bok. Nakazywała się im uciszyć. A one posłusznie jej słuchały. Znikały tak szybko jak się pojawiły. Zostały tylko te pozytywne. Nie myślała o tym, że dopiero dzisiaj z nim pierwszy raz normalnie rozmawiała. Nie chciała, żeby on zniknął.
    Poczuła, że ktoś wyrywa ją z objęć bruneta i bierze w swoje. Przechodziła tak z rąk do rąk. Zachowywała się tak jakby była nieobecna. Ludzie wokół niej coś mówili, a ona ich nie słuchała. W końcu jak w amoku wyrwała się z objęć Freda i stanęła przodem do Nory. To co zobaczyła było gorsze niż sobie wyobrażała. Cały dom państwa Weasley’ów stał w ogniu. Co rusz gdzieś spadały deski.


To jej wina.


    Odwróciła się do Molly. Kobieta jak zawsze patrzyła na nią z czułością. Była dla niej jak matka.
    Julia podeszła do niej i przytuliła. Pani Weasley zgarnęła jej wątłe, słabe ciało w swoje matczyne ramiona. Ona traktowała ją jak córkę.
 -Ja… ja przepraszam  -wychrypiała Brunetka. Molly westchnęła i jeszcze mocniej przytuliła dziewczynę.
 -Za co ty mnie dziecko przepraszasz? To nie twoja wina -zaczęła gładzić jej włosy, jednak Julia wyrwała się z jej uścisku.
 -Moja. Gdyby nie ja i Harry, nic by się nie stało. Nie przyszliby tu. Nie zniszczyli wam domu. To moja wina.
    Ostatnie zdanie powiedziała prawie niesłyszalnie. Poczuła, że ktoś odwraca ją i przytula. Harry wiedział, że jest jej ciężko. Tak jak jemu. Jednak ona zawsze skrywała swoje uczucia. Teraz kiedy było już ich za dużo, po prostu nie dała rady. W końcu otworzyła się na innych. Pokazała swoją prawdziwą twarz. Nikt nie wiedział ile ma w sobie stłumionych uczuć. Nikt nie sądził, że w ogóle potrafi czuć. A potrafiła, bardziej niż niejedna osoba.


Twarz bez maski.


    Była jego przeciwieństwem. On -zawsze opanowany, szczery do pomocy, rozważny. Ona -szalona, niezrównoważona, nieokiełznana. Przeciwieństwa. Jednak on ją kochał. Była jego jedyną rodziną i wsparciem. Mimo tego, że zawsze wpadała w kłopoty, pomagała mu, a on jej. Byli dla siebie wszystkim. Jak ona cierpiała, on też cierpiał.


Był nią, a ona nim.


     Spróbował odczytać jej myśli. Nie broniła się, a była w tym lepsza od niego.


Śmierć rodziców. Ocalenie Syriusza. Spędzone dwa tygodnie we trójkę. Śmierć Cedrica. Walka w Ministerstwie. Śmierć Syriusza. Bellatrix Lestrange. Nora w płomieniach.


    Jednak Julia próbowała coś przekazać Harry’emu. Przywołała wspomnienie sprzątania Grimmauld Place 12. W końcu się domyślił o co jej chodzi. Zwrócił się do rodziny Weasleyów.
 -Zamieszkacie z nami, w domu Syriusza.
      Państwo Weasley popatrzyli na niego jak na przybysza z innej planety. Molly zaczęła kręcić głową, a Artur otworzył szerzej usta.
 -Nie Harry, nie możemy przyjąć waszej propozycji. Damy sobie radę –powiedziała spokojnym głosem Pani Weasley.
        Julia oderwała się od brata i popatrzyła na kobietę.
 -Jak macie sobie dać rad? Wasz dom jest doszczętnie zniszczony! Nie macie gdzie iść. Przyjmijcie nasza pomoc. To będzie nasze podziękowanie za te wszystkie lata. Jesteście dla nas jak rodzina, której nigdy nie było dane nam mieć. Dom jest duży. Wszyscy się w nim pomieścimy. A my z Harrym nie chcemy tam mieszkać sami.
        Powiedziała i popatrzyła w oczy Pani Weasley. Zobaczyła w oczach kobiety łzy.
 -Proszę, zgódźcie się –szepnęła, bo nie była w stanie więcej z siebie wykrzesać.
        Molly podeszła do niej i kolejny raz tego dnia ją przytuliła.
 -Dobrze. Zgadzam się –powiedziała, a na twarzy brunetki pojawił się uśmiech.
        Jednak Julia nie była w stanie wyobrazić sobie tego co czułą pani Weasley. Nie wiedziała jak ona jest wdzięczna jej i Harry'emu.  Dzięki temu rodzeństwu znowu jej rodzina ma gdzie mieszkać. Kochała tą dwójkę, jak własne, rodzone dzieci.



***

Yiruma – River flows in you


        Kiedy Nora została ugaszona, zabrano z niej parę rzeczy, które jakimś cudem nie zostały zniszczone przez ogień. Państwo Weasley zgodzili się zamieszkać na Grimmauld Place 12 i teraz wszyscy mieli się tam teleportować. Julia zwróciła się do Lupina, który miał pomóc się jej przenieść, bo ona nie dostała jeszcze zgody.
 -Profesorze? Mogę jeszcze chwilkę?
    On tylko kiwną głową, uśmiechając się do niej delikatnie. Pobiegła za oddalającym się Zabinim. Chciała mu podziękować. Wcześniej się nie lubili a teraz? Pomógł im gasić Norę, a dla niej po prostu był. Nie wiedziała czemu, ale był jej potrzebny.
 -Blaise! -krzyknęła.
    Zatrzymał się i odwrócił do niej. Patrzył jak z gracją podbiega do niego i wpatruje mu się intensywnie w oczy. Jakby chciała wyczytać coś z jego myśli. Odruchowo zablokował umysł, żeby nie mogła odczytać z niego wiadomości, które mogłyby zaszkodzić ich znajomości.  Jej wzrok był tak przenikliwy. Czekoladowe oczy błądziły po jego twarzy, jakby chciały zapamiętać każdy element.
     Po chwili na twarzy dziewczyny zagościł promienny uśmiech. Rzuciła się mu w ramiona. Zaszokowany tą sytuacją odruchowo ją przytulił. Twarz zatopił w jej brązowych, pięknych włosach. Pachniała cudownie. Nie wiedział czemu tak na niego działa. Fakt była ładna, nawet śliczna, ale nigdy wcześniej nie patrzył na nią jak na potencjalną dziewczynę. Nie mógł do niej czuć tego, co właśnie zaczynał.
    Dziewczyna w końcu oderwała się od niego i znowu popatrzyła w jego tęczówki.
 -Dziękuje -powiedziała i uśmiechnęła się jeszcze szerzej niż przed chwilą.
 -Za co? Nic takiego nie zrobiłem.
 -Zrobiłeś. Wcześniej mnie nie znosiłeś, a pobiegłeś za mną. Powiedziałeś coś, co mnie zmotywowało. Mimo to, że wcześniej się nie tolerowaliśmy, przyszedłeś po mnie kiedy nie miałam siły wstać. Nie wiem czemu to zrobiłeś i nie wiem też czemu czuję, że mogę ci zaufać.
    Przez chwilę stali w milczeniu. Słowa Juli spowodowały coś czego nie znał. I nad czym nie miał pełnej kontroli. Mimo to podobało mu się to uczucie.
 -Tak jak powiedziałem ci wcześniej. Nie zostawię cię. I ja też nie mam pojęcia czemu ci pomogłem. Ale nie żałuje tego i będę to robił kiedy tylko będę mógł.
    Powiedział i przytulił ją.
-Julia musimy iść.
    Usłyszeli wołanie Lupina. Pożegnali się i każde poszło w swoją stronę.
  Nie mieli pojęcia, że ich wszystkie ruchy są śledzone przez parę szarych oczu, które przepełnione są wściekłością.


***

Damian Rice- 9 crimes 


        Kiedy stanęli już przed Kwaterą Główną, zobaczyli, że nikt jeszcze nie wszedł. Wszyscy stali przed domem i najwidoczniej czekali tylko na nich.
        Na twarzy Gryfonki już nie gościł uśmiech, który towarzyszył jej przez drogę. Teraz do oczu napłynęły łzy, które starała się powstrzymać. Na razie się jej udawało. Tylko nie wiedziała na jak długo. Przegryzła dolną wargę. Nie patrząc na nikogo otworzyła drzwi, które zaskrzypiały przeraźliwie i weszła do środka. Praktycznie nic się nie zmieniło, tylko było więcej kurzu niż zwykle. Najwidoczniej Zgredkowi nie paliły się ręce do pracy.
      Julia ostrożnie stawiała każdy swój krok. Bała się, że gwałtownymi ruchami może coś zniszczyć. Że zburzy jakieś wspomnienie, które zostało po nim. Weszła do kuchni.


    Syriusz siedział na krześle z zarzuconymi nogami na stole, a w ręku trzymał Proroka Codziennego. Obok siedziała ona z bliźniakami, a Molly robiła obiad. Nagle Syriusz zaczął się głośno śmiać. Wszyscy popatrzyli na niego jak na jakiegoś wariata. 
 -Wiecie, że Knot twierdzi, że to ja pomogłem uciec Śmierciożercą? -zaśmiał się jeszcze głośniej.
 -I na pewno nazwał cię ,, Zbiegłym, niebezpiecznym mordercą” -prychnęła Julia i wszyscy przyłączyli się do Syriusza. Cała kuchnia tonęła w radości zebranych.


    Potrząsnęła głową, żeby pozbyć się wspomnień. Jedna łza spłynęła po jej policzku. Znowu bolało. Pękało jej serce, kiedy myślała o tym, że do niedawna wszyscy razem siedzieli w tym pomieszczeniu i razem zanosili się radosnym śmiechem.
     Przeszła do salonu, nie zważając na to, że Harry podąża za nią i bacznie ją obserwuje.
    Weszła do pomieszczenia.


  -To jest tak ,jakby drzewo genologiczne mojej rodziny. Oczywiście w spisie nie ma żadnych mugoli czy szlam. Wszyscy byli strasznie ostrożni dobierając sobie, te tak zwane drugie połówki -prychnął.
    Julia z Harrym popatrzyli na to drzewo. 
 -Jesteś spokrewniony z Malfoyem?! -krzyknęli razem. 
 -No wiecie, musi być jakaś czarna owca w rodzinie.


    Oparła się ręką o stojący niedaleko kredens. Harry natychmiast się przy niej znalazł i położył jej rękę na ramieniu.
 -Wszystko w porządku? -zapytał, ale jedyną odpowiedzą jaką uzyskał, było strącenie jego ręki z ramienia dziewczyny. Ona podniosła do góry głowę i wzięła do ręki stojące w ramce zdjęcie.
    Z fotografii patrzyli na nią uśmiechnięci ludzie. Ona, Syriusz i Harry. Stali objęci i się śmiali. Nie wytrzymała. Rozpłakała się i wtuliła w swojego barta. On tylko ją przytulił.
    Wiedział co ona czuje. Jemu też było strasznie ciężko, ale on nie mógł się załamać. Nie mógł pokazać, że on też sobie nie radzi. Musiał być jej wsparciem. Tak samo jak ona zawsze była jego. Kiedyś to on ciągle się załamywał, a ona panowała nad sytuacja. Pomagała mu się pozbierać. Teraz było inaczej. To ona łkała w jego koszulę, a on był tym, który panuje nad wszystkim.
     Musiał być przy niej jak ona przy nim. I musiał pomóc się jej podnieść.
 -Julka, spójrz na mnie -szepnął do niej, a ona popatrzyła na niego zapłakanymi oczami, pozbawionymi dawnych iskierek radości. To już prawie nie była jego siostra. Jakaś osoba chciała zając jej miejsce. Osoba tak dla niego obca. Musiał to powstrzymać.
 -Nie możemy się załamywać. On by tego nie chciał. Wściekałby się na nas, że przez niego płaczemy. Wiesz jaki był Syriusz -ledwo wymówił jego imię, ale z uporem ciągnął dalej. -On chciałby, żebyśmy dokończyli to co zaczęliśmy. I żebyśmy się nie poddawali. Julka nie możemy się załamywać. On jest z nami, tu -dotknął ręką jej serca. -I zawsze będzie. Musimy…
 -Zabić Bellatrix i Voldemorta -przerwała mu i popatrzyła w jego oczy.


Wracała.


 -Tak, tak właśnie to zrobimy -uśmiechnął się do niej.
 -Ja i ty przeciwko światu? -zapytała już bardziej ożywiona.
 -Ja i ty.


***


Varius Manx – Bezimienna

     Było już grubo po drugiej w nocy. Wszyscy przebywający na Grimmauld Place 12 pogrążeni byli w błogim śnie, w którym wszystko mogło się zdarzyć. Gdzie nie było żadnych granic. Gdzie najwięksi wrogowie mogli stać się przyjaciółmi, a przyjaciele największymi wrogami. I nikogo za bardzo nie dziwiłoby to, że na przykład twoja koleżanka, ma cztery nogi czy też dwie głowy. Tam każda niedorzeczność staje się rzeczywista i w pewnym stopniu realna.
      Tylko jeden umysł dalej błądził po rzeczywistości. Należał on do Julii Potter, która wspinała się po starych, skrzypiących schodach na najwyższe piętro. Delikatnie stawiała kroki, aby robić jak najmniej hałasu. Kiedy była już na miejscu zobaczyła dwie pary drzwi. Na tych, do których stała przodem wisiała tabliczka z napisem Syriusz. Poczuła dziwną gulę w gardle. Jeszcze nigdy wcześniej tam nie wchodziła. Nabrała w płuca powietrza i po chwili je wypuściła. Drżącą dłonią chwyciła za klamkę i nacisnęła ją lekko. Otworzyła drewniane drzwi i wślizgnęła się do środka.
      Pokój był dość przestronny. W rogu, przy jednej ze ścian obklejonej przeróżnymi zdjęciami i plakatami, stało duże łóżko. Obok niego znajdowała się mała nocna szafeczka. Okno było przesłonięte grubą, zakurzoną zasłoną, a na suficie znajdował się żyrandol, w którym tkwiły dość już zużyte świece.
          Okręciła się wokół własnej osi. I zauważyła, że nie tylko jedna ściana była powyklejana przeróżnymi plakatami, ale wszystkie wyglądały podobnie.
       Podeszła do łóżka i wdrapała się na nie, żeby lepiej podziwiać zdjęcia. Większość przestawiała czterech uczniów Hogwartu. Od razu rozpoznała wszystkich: Syriusz Black, Remus Lupin, Peter Pettigrew i … James Potter; jej ojciec. Opuszkami palców przejechała po jego uśmiechniętej postaci. Wyglądał jak Harry. Identycznie poczochrane włosy i okulary. Jednak oczy… Oczy odziedziczyła Julia. Brązowe, niczym gorąca czekolada, zaparzana w mroźne zimowe wieczory. I te iskierki, które nawet na fotografii wesoło tańczyły w dużych oczach Jamesa. Ona też do niedawna je miała.
         Jedna łza spłynęła po jej policzku, zostawiając na nim mokry ślad.
         Przyglądała się innym fotografią. Jej wzrok szczególnie przykuło jedno zdjęcie, które stało na szafeczce koło łóżka. Chwyciła je i wpatrywała się w nią oniemiała. Nie mogła nic zrobić. Jakby jakaś niewidzialna siła ją sparaliżowała.
         Kolejne łzy spłynęły po jej policzkach.
         Na fotografii widziała dwójkę dorosłych ludzki, którzy trzymali na rękach dwójkę, najprawdopodobniej rocznych dzieci. Jej rodzice, jej brat i ona. Ona siedziała na barkach swojego ojca, wplątując małe rączki w jego czarne włosy, a Harry był tulony przez Lily.
          Czuła jak ogarnia ją radość, ale i smutek.
          To zdjęcie było namacalnym dowodem na to, że kiedyś naprawdę istniała kochająca się rodzina. Że kiedyś dwójka ludzi naprawdę zginęła z miłości, za swoje dzieci.
           Już nie panowała nad sobą. Gorzkie łzy sączyły się z jej oczu, jakby ktoś odkręcił kurek z wodą. Nie powstrzymywała ich. Pozwoliła im kreślić ślady na policzkach i spokojnie spływać dalej.
            Kiedyś przyrzekała sobie, że nie będzie płakać. Że zawsze będzie twarda i nie będzie okazywać słabości. Mówiła sobie, że tego chcieliby jej rodzice. Nie chcieliby, żeby się załamywała i poddawała. I przez długi czas była twarda. Zamiast płakać wyciągała zeszyt i ołówek i zaczynała rysować.
             To pomagało się jej uspokoić. Wtedy nic się już nie liczyło. Była tylko czysta kartka, którą musiała zapełnić, czymś co by ją usatysfakcjonowało i spowodowało, że na jej twarzy pojawi się uśmiech.
              Jednak na czwartym roku nauki w Hogwarcie pierwszy raz złamała swoje przyrzeczenie. Kiedy Cedric zmarł płakała co noc. Zeszyt i ołówek zostały wciśnięte w najczarniejszy kont jej kufra i do tej pory stamtąd nie wyszły.
      Wkrótce znowu postawiła sobie to samo postanowienie. I kolejny raz je złamała. Znowu straciła bliska osobę i znowu płakała. Tylko teraz już nie była w stanie przestać i się podnieść. Już nie umiała powiedzieć sobie :


Dość !
Wystarczy !
 Muszę być ślina !


      Nie była już stanowczą Julią Potter, która wszystko miała gdzieś. Która miała milion pomysłów na minutę i większość z nich realizowała. Nie budziła się już z uśmiechem na ustach. Już kłótnie z Granger nie sprawiały jej tyle przyjemności. A planowanie coraz to bardziej wystrzałowych imprez z bliźniakami i Ginny nie satysfakcjonowały.
       Nagle usłyszała cichutkie pukanie w szybę. Podskoczyła na łóżku przestraszona, jednak szybko podeszła do okna i je otworzyła. Wleciała przez nie siwa sówka z liścikiem przywiązanym do małej nóżki. Brązowooka odwiązała go i zaczęła czytać.


Wiem, że na pewno jeszcze nie śpisz. I jestem też prawie pewien, że siedzisz teraz na łóżku i zamartwiasz się wszystkim. I wiem też, że czytając ten list uśmiechasz się delikatnie, myśląc skąd to wszystko wiem.
Jeżeli chcesz powiem ci to jutro. O siedemnastej w Glow.
Odeślij potwierdzenie, albo odmowę przez moją sowę.
Blaise Zabini.


    Znalazła jakąś czystą kartkę pod łóżkiem i pióro. Odesłała list ze zgodą na spotkanie i patrzyła jak mała sówka znika w ciemnościach.
     Oparła się rękami o parapet i pozwoliła, żeby zimne powietrze ogarnęło jej całe ciało. Mimo tego, że było jeszcze lato noce były dość chłodne.
      Wpatrywała się tak w widoki przed sobą i zastanawiała czemu ten Ślizgon po jednym dniu, a tak naprawdę tylko po paru godzinach, stał się osobą, z którą Brunetka chciała się podzielić tym co ją dręczyło. Przecież to jest tak strasznie dziwne i surrealne i nigdy nie powinno się stać.


Ale się stało.


       Tylko czemu on? Czemu najlepszy przyjaciel Malfoya, jej największego wroga. Przecież przyjaźnie, w ogóle jakiekolwiek kontakty między Ślizgonami a Gryfonami, były rzeczą niemożliwą. Czymś co nigdy nie powinno mieć miejsca. Czymś co nie miało przyszłości i z góry było skazane na porażkę.
       Jednak ona czuła, że będzie inaczej. Chciała zawalczyć o to. Może wtedy przestanie myśleć o wszystkich rzeczach, które zaprzątały jej głowę i raniły?
       Może to właśnie on stanie się jej lekarstwem. Lepszą przyszłością. Nie mogła przewidzieć czy coś z tego będzie czy nie. Ale mogła się starać, żeby tak się stało.

Chciała, żeby tak się stało…



***


    Ulica Spinner’s End była miejscem omijanym przez większość ludzi. Wszystkie domy wykonane z identycznej cegły i prawie na ten sam wzór, stały wzdłuż kamiennej, wąskiej uliczki. Była to dość obskurna dzielnica i słynęła z tego, że czasami działy się tam dość dziwne rzeczy. A mianowicie, czasami coś wybuchało lub znikało. Dla niektórych było to normalną codziennością, a dla innych czymś co powinno się omijać szerokim łukiem.
       W jednym z domów przy tej ulicy toczyła się dość głośna kłótnia, którą można było usłyszeć nawet przechodząc parę metrów, od owego budynku. Głosy te najprawdopodobniej należały do kobiety i mężczyzny.
 -Wypuść mnie stąd, albo zabije cię gołymi rękami!
       Krzyknęła kobieta i rzuciła w mężczyznę wazonem, który właśnie trzymała w ręku. Przeleciał on koło głowy mężczyzny uderzając o ścianę i rozpadając się na tysiąc, drobnych kawałeczków. On tylko warknął i wyciągnął z kieszeni różdżkę.
 -Sama tego chciałaś –syknął, a w stronę kobiety poleciał snop jasnego światła.
         Po chwili upadła na ziemię, związana linami. Podszedł i ukucnął przy niej.
 -Słuchaj O’Donnell. Wiesz, że nie pozwolę cię zabić. Tylko musisz robić co ci każe!
 -Zmieniłeś się Severusie. Już nie jesteś tym człowiekiem, którego kiedyś pokochałam –szepnęła już bez żadnej wrogości. Jej oczy zaszkliły się, jednak nie pozwalała wypłynąć łzom.
          Patrzył na nią w dziwnym szoku. Tak, on też ją kiedyś kochał. Jednak nie taką miłością jakiej ona oczekiwała. Bo jego serce już dawno było oddane innej osobie. Komuś kogo s k a z a ł na śmierć.
 -Ludzie się zmieniają –powiedział i różdżką zlikwidował liny, które ją krępowały.
         Nie zaszczycając ją żadnym spojrzeniem, skierował się do swojego laboratorium, zostawiając ją samą w salonie.

_________________________________________
dziękuje za te kilka opinii to wiele dla mnie znaczy.

18 komentarzy:

  1. Cześć :)
    Dziękuję za miły komentarz. Cieszę się, że spodobało Ci się moje opowiadanie!
    Od razu więcej zajrzałam do Ciebie. Wprawdzie nigdy nie czytam fanficków z czasów Złotej Trójcy, ale zaciekawiłaś mnie. Siostra Harry'ego, to ciekawe. Myślę tylko, że czasami za bardzo chcesz ją przywiązać do brata, jak np. przy okazji śmierci Cedrika - wciągnięcie samego Harry'ego do Turnieju i później labiryntu samo w sobie było bardzo trudne, a żeby jeszcze Julia? Podobne przykłady przewijają się przez te 3 rozdziały. Wiadomo, że takie rodzeństwo byłoby najpewniej nierozłączone, ale czasem przydałoby im się trochę niezależności, dlatego cieszę się z relacji Julii z Zabinim ;) To może być bardzo ciekawy wątek - Ślizgon i Gryfonka! Ciekawe co na to znajomi samych zainteresowanych.
    Charakter Harry'ego, jak widzę, też został zmodyfikowany, no bo rozważny Potter, który zawsze ma plan? Chyba pomieszał się z Hermioną :) Julia to bardzo ciekawa postać, walcząca z własnymi demonami, kierowana żądzą zemsty. Ciekawe czy wreszcie uda jej się dopaść Bellatrix i jaką rolę odegra w tym wszystkim Blaise.
    Piszesz interesujące, długie rozdziały z ładnymi opisami i trafnymi pomysłami. Oby tak dalej! Jeśli to nie problem, daj znać, kiedy pojawi się nowy rozdział ;)
    Z pozdrowieniami
    Eskaryna

    PS Widzę, że oprócz potterowskiego opowiadania łączy nas też muzyka :) Within Temptation, Mroczny Rycerz, Yiruma, "Bezimienna"... Moje klimaty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za odwiedziny. Też w pewnych momementach miałam wrażenie, że za bardzo łacze ich razem. Ale to już się kończy. Bo Julia w ogóle dostaje inną rolę niż Harry :). A co do chaakteru Harrego. Jest ich dwójka i musialam troche ich rozdzielić charaktreami. Ale Harry też w pewnym momencie się zmieni : ) .

      Usuń
    2. Cześć :)
      To całkiem zrozumiałe. Tym bardziej jestem ciekawa, jak historia się rozwinie w kolejnych częściach ;)
      Przy okazji zapraszam Cię na nowy rozdział.
      Z pozdrowieniami
      Eskaryna

      Usuń
    3. Trochę inaczej niż wygląda : )

      Już lecę pędzę !!! :D

      Usuń
  2. Czemu piszesz tak, że ja uwielbiam to czytać? I jak czytam, to normalnie mi się tak podoba, że mogłabym czytać to i czytać ; ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku dziękuje na prawde takie komentarze wiele dla mnie znaczą. A przypadkiem nie komentowalas mojego wczesniejszego bloga? :>

      Usuń
    2. Już myślałam, ze mnie nie pamiętasz a tu taka niespodzianka ; ]

      Usuń
  3. Super, że publikujesz rozdziały tak często! ;) Uwielbiam twoje opowiadanie, a ten rozdział jest po prostu wspaniały! Nie mogę się doczekać kolejnej notki!Pozdrawiam![diary-rudej]

    OdpowiedzUsuń
  4. RelaxI’ll need some information firstJust the basic facts*Sorry, ale tak sobie podśpiewuję, ale chyba też te słowa tyczą się dodawania Twoich, cudownie boskich rozdziałów. Wiesz, powiem szczerze, że za tym damskim zespołem z początku nie przepadam, jednak muzyka pasowała^^ Drugie tło, za to kocham, kocham<33 Hym, co do rozdziału był miodzio, Blaise takie obietnice i przyrzeczenia składa. Cód miód. Kocham Cię:** Pozdrawiam:D*Comfortably numb-Pink Floyd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak ja ciebie też kocham, nawet podpisanie jako anonim ci nie pomoże Elizka :**

      Usuń
  5. Ona wcale nie przegra. To nie możliwe. Da rade, bo Zabini jej w tym pomoże. Rozumiesz?! Ona da radę, będzie żyć. Urodzi dwójkę pięknych dzieci, z jej charakterem i oczami Blaisea! I tak się skończy jej historia. Bo będzie żyła długo i szczęśliwie. .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku xd do rodzenia dzieci to jeszcze troche zostało, spokojnie ; )

      Usuń
  6. Bell i Hidney :D10 września, 2015

    B: Najwyżej w tygodniu nie nadążę z komentowaniem i czytaniem, ale obiecuję, że nadrobię wszystko. Muszę powiedzieć, że jestem oczarowana twoim stylem pisania i dlatego prawie w każdym rozdziale o tym wspominam :) Bardzo mi się podobało, szczególnie opis gonitwy Bellatrix. Tak naprawdę nie wiem co jeszcze napisać…Czekam na kolejny rozdział, który jak mniemam już niedługo się pojawi ;)Pozdrawiamy ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. staram się na razie dodawac czesto bo mam chwilę ale zobaczymy jak to bedzie, jednak chcę zeby to opowiadanie było dobre, w końcu wrociłam po jakiś 3 latach ; )

      Usuń
  7. Od razu wybacz, że nie skomentowałam ostatniego, ale dopiero teraz mam chwilę wolnego, dlatego komentuje. xD [odpowiedz, na komentarz, do rozdziału drugiego: Pansy przegrała ze mną. Teraz siedzi w domu załamana, wpadła w depresje. Więc jestem w trakcie poszukiwania Ciebie z Draco, który mi bardzo pomaga i twierdzi, że jest na twoim tropie. Uff.. co za ulga! xD] Rozdział jak zwykle świetny, a muzyka cud, miód i orzeszki. ;d Wreszcie Julia spotkała słodkiego Zabiniego. ;]] Uwielbiam takie momenty. xD Jak pisałam wcześniej, mam nadzieję, że coś będzie między nimi. ;p pozdrawiam. ;**

    OdpowiedzUsuń
  8. Po prostu wspaniałe... ja przez to płaczę a ja nigdy nie płaczę coś ty ze mną zrobiła :D <3

    OdpowiedzUsuń