17 września 2015

Rozdział 4

Ona nie jest dla ciebie!



30 Second to mars – The story



         Siedziała na parapecie w swoim pokoju. Patrzyła jak krople deszczu rozbijają się na szybie i po chwili znikają z pola jej widzenia. Po całej ulicy wiatr rozganiał zagubione papierki i gałązki, które zostały przez niego ułamane z pobliskich drzew.
       Drzewa, które kolejny raz były poddane woli wiatru. Szeptały między sobą o swoim losie i losach innych ludzi. O zabłąkanych duszyczkach, które były tylko pionkami we władaniu innych.

     Zawsze wszystko w i e d z i a ł y. Zawsze s ł y s z a ł y. Zawsze r o z u m i a ł y. Zawsze w i d z i a ł y.

     Bo one c i e r p i a ł y. One c z u ł y. One miały u c z u c i a.

      Teraz nawet deszcz przyłączył się do nich i płakał z nimi. Jednak nie mogli pokonać wiatru, który był ich panem. Który miał pełną kontrolę nad nimi. To on decydował, kiedy ich życie się skończy. Był bezlitosny. Nie przejawiał pozytywnych uczuć. I dopóki ktoś go nie powstrzyma, dalej będzie siał spustoszenie i lęk.
      Był on odzwierciedleniem Lorda Voldemorta. Nie przejmował się nikim i niczym. Nie patrzył na uczucia innych. Nie był litościwy. Dla niego liczyło się jedynie jego własne dobro i szczęście. Inni byli mu potrzebni tylko w spełnianiu jego zachcianek, a gdy już wykonali wyznaczone im zadania, bez mrugnięcia okiem zabijał ich.
      I tak samo jak wiatr, był jak na razie nie do powstrzymania.
      Nagle drzwi jej pokoju otworzyły się na rozcież i do środka wpadła zdyszana Ginny. Włosy miała potargane, a policzki lekko zaróżowione. Wyglądała jakby właśnie przebiegła milę, albo i więcej.
 -Czy ty wiesz, która godzina?! –wysapała rudowłosa.
        Dziewczyna spojrzała na zegarek stojący na szafce. Przetarła ręką oczy, jakby nie dowierzała temu co widzi. Przedmiot, który odmierzał czas wskazywał godzinę piętnastą trzydzieści. A to znaczyło, że do spotkania z pewnym Ślizgonem zostało jej tylko półtorej godziny.
           Zaklęła siarczyście pod nosem . Sunęła się z parapetu i podeszła do szafy, otwierając ją na oścież.
 -Będziesz tak stała i patrzyła się nie wiadomo na co, czy pomożesz mi wybrać ciuchy? –warknęła w kierunku Ginny, a ta od razu podeszła do niej i zaczęła przebierać w jej ubraniach.
            Po niespełna trzydziestu minutach, Julia wyszła z łazienki gotowa do wyjścia. Miała na sobie czarne, obcisłe jeansy, białą bluzkę z rękawami trzy czwarte, z których jeden odsłaniał delikatnie jej ramię, a na wierzch nałożyła luźną czarną narzutę. Na nogi wsunęła trampki i całując Rudą w policzek, zbiegła na dół.
     Na dworze było wilgotno, ciemno i przeraźliwie zimno.  Starała się zignorować dreszcz, który przeszedł przez jej ciało. Złapała w ostatniej chwili stojącą w rogu ściany przy drzwiach parasolkę i wyszła na zewnątrz stanąć z pogoda twarzą w twarz.
       Wsiadła do miejskiego autobusu i zajęła miejsce przy oknie. Na parę chwil stała się normalną, zwyczajną dziewczyną, której największym problemem jest, tylko i wyłącznie to, że w autobusie jest strasznie dużo ludzi. Choć na moment mogła zapomnieć o tym, że jest Julią Potter, Tą-Która-Przeżyła.
       Miała dość tego kim była. Nie miała ochoty patrzeć w lustro i widzieć blizny, która widniała na jej szyi. Ta jedna blizna ciągle przypominała jej kim była i w jakich okolicznościach ją ”zdobyła” . Przez nią nie mogła zapomnieć przeszłości i choć na chwilę nie myśleć o przyszłości. Chciała zapomnieć. Oderwać się od tego wszystkiego. Stała się monotematyczna w monologu porwadzonym sama ze sobą. Ciągle te same prośby. Te same problemy. Miała dość.
     Wysiadła z pojazdu i weszła do Londyńskiego parku. Szła jedną z uliczek, która była najkrótszą drogą prowadzącą do Glow.
    Park był strasznie opustoszały.  Nie było w nim biegających i śmiejących się dzieci, za którymi żwawym krokiem podążali rodzice, pilnując żebym ich pociechą nic się nie stało. Nie było zakochanych par, które często przesiadywały objęte na pobliskich ławkach. Teraz tylko gdzieniegdzie można było zobaczyć spieszących się ludzi, którzy zapewne chcieli jak najszybciej znaleźć się w swoich ciepłych, przytulnych domach. Jak najdalej od zimna, straszliwego wiatru i deszczu.
     Ona też szła dość szybkim krokiem patrząc przed siebie. W jej głowie panowała dziwna pustka. Bała się spotkania z Zabinim. Chociaż nie wiedziała czemu. Nigdy wcześniej nie obawiała się tego typu spotkań. Nie raz umawiała się z różnymi chłopakami ze swojej szkoły. I jeszcze nigdy nie zdarzyło się jej, żeby pociły się jej ręce, a serce biło dziwnym, nieznanym, przyspieszonym rytmem.


12 Stones – Lie to me



      Stanęła przed drzwiami prowadzącymi do czarodziejskiego baru. Rozglądnęła się na około, upewniając się, że w pobliżu nie ma żadnego mugola i wyjęła z kieszeni różdżkę. Osuszyła mokre ubranie jednym zaklęciem i weszła do środka.
       Rozejrzała się po pomieszczeniu szukając Blaisea. Po chwili zobaczyła go siedzącego przy jednym ze stolików. Odetchnęła głęboko i ruszyła w jego kierunku. Na jej twarzy zagościł delikatny uśmiech. ‘Tylko spokojnie’ –powtarzała sobie w myślach.
       Kiedy Brunet ją dostrzegł, również się uśmiechnął i podniósł z miejsca. Na przywitanie Julia cmoknęła go delikatnie w policzek i usiedli na wygodnych siedzeniach.
 -Myślałem, że nie przyjdziesz –zagadnął ją, nie przestając się uśmiechać.
       Nie wiedział czemu, ale strasznie cieszyła go obecność tej dziewczyny. W nocy nie mógł zasnąć, bo ciągle w myślach układał plan dzisiejszego spotkania. Nie miał pojęcia czemu tak się dzieje. Ale na razie się tym nie przejmował.
 -Powiedziałam, że przyjdę, a ja zawszę dotrzymuje danego słowa –powiedziała i rozpięła delikatnie bluzę.
 -Zapamiętam. –Puścił jej perskie oko, a jej policzki delikatnie się zaczerwieniły. –Czego się napijesz? –zapytał
 -Poproszę Piwo Kremowe.
 -Już się robi. Zaraz wrócę.
         Podniósł się z miejsca i ruszył w kierunku baru. Julia dotknęła zimną dłonią rozgrzanych policzków. Zaczynała się siebie bać. Ona się czerwieni?! Nie to nie było normalne. I ona doskonale o tym wiedziała. Teraz powinna wziąć nogi za pas i wrócić z powrotem do domu, zanim zaczną się dziać z nią inne dziwne rzeczy.
         Jednak jakaś niewidzialna siła trzymała ją w tym miejscu. Pierwszy raz od dawna do rozmowy wtrąciło się jej poszarpane serce, które zaczynało się chyba domagać naprawy. Ale rozum był przeciwny. Protestował. Jej rozum nie chciał mieszać tego chłopaka w jej życie. W problemy, z którymi się borykała. I które coraz bardziej ją przygniatały.
         Zabini wrócił z napojami. Postawił jeden przed Julią. Już wiedziała, która jej strona wygrała.


Posłuchała serca.


 -Zgadłem wczoraj? –spytał siadając na swoim miejscu.
 -Co? –zapytała popijając Piwo Kremowe.
 -No o twoim wieczornym zajęciu.
 -O dziwo tak. Skąd wiedziałaś, że siedzę i się zamartwiam?- Popatrzyła na niego ciekawym wzrokiem, odstawiając napój na blat stolika.
 -Nie trudno było się domyślić. Jesteś teraz dość przewidywalna.
 -To wcześniej nie byłam?
  -Wiesz, nikt nigdy nie nadarzał za twoimi pomysłami. No może tylko Weasley’owie, którzy pomagali ci w wykonywaniu tych wszystkich żartów, po których Flich mało nie dostawał zawału czy coś.  -Jego słowa spowodowały, że Julia wybuchła perlistym śmiechem.
 -Tak, pamiętam jego wszystkie miny. Ale nie zapomnę jak wyglądał, kiedy zobaczył Panią Noris po małej metamorfozie.
       Teraz z kolei Brunet zanosił się głośnym śmiechem. On też to doskonale pamiętał. Chyba każdemu kto to widział, zapadł w pamięci ten niespotykany widok, kiedy kotka woźnego chodziła przez dwa dni po Hogwarckich korytarzach cała przefarbowana na niebiesko.
        Oczywiście każdy doskonale wiedział, kto był winny temu wszystkiemu. Jednak Julia i tak nie została ukarana, bo jak to powiedział Dumbledore : ‚Bez naocznych świadków, nie mogę postawić nikomu zarzutów’. Jednak wszyscy widzieli jak mówiąc to puszcza do panny Potter oczko.
       Siedzieli tak i rozmawiali na przeróżne tematy. Na te ważne i te błahe .Oboje zaczynali czuć dziwną więź, która była dla nich czymś nowym. Czymś czego po części się bali, a po części pragnęli. To wszystko działo się w strasznie szybkim tempie. Chcieli poznać się od początku . Zaczynali uczyć się siebie. Wyparli z głowy wszystkie niemiłe wspomnienie jakie mieli ze sobą. Zapomnieli o zdaniu jakie mieli wyrobione na własny temat.  Zaczynali wszystko od nowa. Od zera. Od niczego. . .



***



Nickelback – Savin me




       Przystojny, szesnastoletni młodzieniec, wszedł do jednego z clubów, dla czarodziei. Usiadł przy barze i zamówił sobie procentowy napój. Nikt się go nie pytał czy jest pełnoletni. Wiedzieli, że jemu lepiej się nie przeciwstawiać, bo może się to skończyć nieprzyjemnie.
       Barman podał mu jego zamówienie i teraz przed jego oczami stała szklanka wypełniona bursztynowym płynem. Zbliżył naczynie do ust i jednym ruchem nadgarstka sprawił, że zawartość znalazła się w jego gardle i spowodowała dość nieprzyjemnie pieczenie. Jednak on lubił to uczucie. Lubił siedzieć sam z dobrym alkoholem. Nie ważne gdzie był. Nie interesowali go ludzie. Gardził nimi. Byli mu potrzebni tylko po to, żeby spełniać jego wszelakie zachcianki. Zawsze postrzegał ich jako gorszych od siebie. Oczywiście istniała mała grupka ludzi, których Draco jako tako tolerował; bo  lubieniem czy tez cenieniem, nie można tego nazwać. Można ich było wyliczyć na palcach jednej ręki.
     Ale to nie znaczy, że ludzie jego nie szanowali. Wręcz przeciwnie. Większość z nich patrzyła na niego z respektem, ale też ze strachem. Wiedział jakie emocje wywołuje jego osoba i nie ukrywał tego. Kochał mieć władzę i kontrolę. W każdej czynności, rzeczy zawsze musiał być na pierwszym miejscu.


Zawsze najlepszy.



     W jego słowniku nie było słów porażka, strach, miłość. U niego po prostu nie istniały. Wszyscy mu mówili, że nigdy nie może przegrać. Bo Malfoy’owie nie przegrywają,  nie kochają, nie mają słabości, nie tracą kontroli, nie okazują uczuć, nie szanują brudno krwistych. Sześć świętych zasady, które wpajano mu od najmłodszych lat. Nigdy nie mógł się sprzeciwić. Nigdy nie chciał się sprzeciwić. Lubił wygodę i życie bez problemów. To nic, że czasem myślał inaczej i miał inne poglądy na niektóre sprawy. Nie afiszował się z nimi, bo one różniły się z tymi, które mieli jego rodzice, przodkowie. Nie miał prawa zmienić spostrzeżeń. I tak na prawdę nie chciał ich zmieniać.
     Dokończył to co zostało mu w szklance i rzucił pieniądze na stół. Podniósł się z miejsca i rozejrzał po pomieszczeniu. Było w nim dość ciemno, ale było wystarczająco jasno, żeby mógł dostrzec siedzącą niedaleko, przy jednym ze stolików, dwójkę ludzi.
      Wściekłość jaka go ogarnęła była nie do opisania. Przy owym stoliku siedział nie kto inny jak kiego najlepszy kumpel, w towarzyskie Julii Potter. Wesoło o czymś rozmawiali, co chwila wybuchając śmiechem. Zacisnął pięści. Jednak postanowił to w tym momencie zignorować, pogada z nim później.
      Wyszedł z pomieszczenia, odprowadzony spojrzeniami dziewczyn, które marzyły tylko o  tym, żeby na nie spojrzał. Wiedział co kłębiło się w ich głowach. Nie musiał czytać im w myślach. Ich wzrok przepełniony pożądaniem, mówił wszystko. Zdawał sobie sprawę z tego, że wystarczy tylko jego jedne skinienie palcem, a znajdą się koło niego i spełnią każde jego życzenie. Nawet te najbardziej surrealne.
    Jednak dzisiaj nie miał na to ochoty. Musiał pobyć sam, ochłonąć po widoku, który widział wczoraj i dzisiaj. Dalej nie mógł dopuścić do siebie myśli, że jego przyjaciel-choć chyba to za duże słowo- spędza czas w towarzystwie jego największego wroga. Musiał coś z tym zrobić, tylko jeszcze nie wiedział co. Jednak teraz nie miał ochoty o tym myśleć. Musiał odpocząć. Wyłączyć się.
     Kiedy tylko wyszedł na zewnątrz,  na jego idealnie ułożoną fryzurę spadły krople, zimnego deszczu. Zaklął siarczyście, nasuwając kaptur od swojej czarnej bluzy i ruszył przed siebie.
    Mijał przeróżnych ludzi. Mugoli, czarodziei, starych, młodych. Ignorował ich. Zachowywał się jakby nie istnieli. Chciał w tej chwili czuć, że jest s a m . Że istnieje tylko i wyłącznie on. Udawało mu się to, jednak co chwila mijał młode dziewczyny, które odwracały zanim wzrok i wodziły nim po jego sylwetce. Zachowywały się jakby chciały go zahipnotyzować i sprawić,  żeby był tylko ich. Był z nimi na dobre i na złe. Ale on nienawidził związków. Po co miał się  z kimś wiązać, jak mógł mieć każdą.
      Jednak nudziła go już ta łatwość, z jaką zdobywał serca, a później rozrywał je na małe kawałeczki. Stało się to dla niego rutyną. A on nie znosił monotonności.
      Teraz choć raz chciał się o coś postarać. Mieć satysfakcję, że o coś zawalczył. Wiedzieć, że nie dostał tego tak łatwo, jak wszystko inne.
     Lubił dostawać to o czym marzył, ale powoli nudziło go to, że wszystko przychodziło mu z łatwością. Oczywiście nie to, żeby chciał rzuć swoje usłane różami życie. Co to, to nie. On po prostu potrzebował jakiegoś urozmaicenia. Czegoś co spowodowałoby, żeby jego serce choć raz zabiło dziwnym rytmem. Nie, nie rytmem miłości. O tym uczuciu nawet nie myślał. Było one czymś z a k a z a n y m. Nie mógł, nie chciał go doświadczyć. Wiązało się to z utratą kontroli nad samym sobą. A on bez tego już nie byłby tym Draco Malfoy’em. Musiał nad wszystkim panować. Nie wpuściłby do swojego świata obcej osoby, która mogłaby mu zburzyć tą cała harmonię, którą budował tyle lat.
      Chodziło mu tylko  o tą dziką satysfakcją, którą się ma jak się otrzyma to, na co się czekało i pracowało tyle czasu.
     Tylko czy to było mu jeszcze potrzebne? Posiadał już pieniądze, szacunek, znajomych, jednego prawdziwego kumpla, który był chyba jedyna osobą, z która Draco jako tako się liczył. I który drugi raz z rzędu spowodował, że młody arystokrata ma ochotę rozwalić coś, albo kogoś. Ale to teraz pomińmy.
      Przecież miał w s z y s t k o. Więc czemu dalej czegoś mu brakowało? Jakiegoś elementu, który wypełniłby puste miejsce, w jego układance życie. . .


Może pewnego dnia obudzisz się 
I ledwie przytomny, powiesz do nikogo: 
„Czy czegoś mi nie brakuje?” 
Czy nie ma kogoś komu brakuje mnie?” *




***


12 Stones – Stay




        Dwójka nastolatków szła uliczkami pobliskiego parku, zanosząc się co chwila głośnym, radosnym śmiechem. Od razu można było zobaczyć, że dobrze się czują w swoim towarzystwie. Że łaknął swojej bliskości.
         Ktoś kto obserwował ich z boku, mógł stwierdzić, że znają się od zawsze. Że przeżywali ze sobą wszystkie ważne chwile. Że na pewno są nierozłączni. Że może łączy ich coś więcej niż tylko zwykła przyjaźń.
          Ale jednak prawda była inna. Oni tak naprawdę dopiero poznali się dzisiaj. To tego dnia dowiedzieli się o sobie prawie wszystkiego. Można by powiedzieć, że oboje zaczęli nowy rozdział w życiu.
          Ona przestała się zamartwiać. Uśmiechała się co chwila i żartowała. Na jej twarzy nie można było dostrzec już cienia smutku. Znowu w jej czekoladowych tęczówkach pojawiły się te wesołe iskierki.
          W r ó c i ł a.
          On dopiero teraz odkrył prawdziwego siebie. Pierwszy raz w życiu się otworzył i cieszył z chwili obecnej. Nie zamartwiał się tym co było i tym co będzie. Żył chwilą.
          N a r o d z i ł  się na nowo.

        Stanęli na przystanku i każde z nich czekało na swój autobus. Nie przestawali rozmawiać. Tematy im się nie kończyło.
 -Nie dziwi cię to? –zapytała po chwili dziewczyna i wbiła wzrok w swojego rozmówcę.
 -Co ma mnie dziwić?
 -No to wszystko –powiedziała i zakreśliła rękami niewidzialny obszar.
 -Dziwi. Ale bez tego wszystkiego –powtórzył jej gest. –byłoby nudno. I wiesz co jeszcze? –popatrzył na nią, a ona pokręciła głową –Dzięki tobie chyba zaczynam kochać to szare, nudne życie. I zaczynam wierzyć, że nie wszyscy ludzie są fałszywi, że jednak komuś można zaufać –kiedy skończył popatrzył na nią.
        Ona stała i wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami. Poczuła się jakby ktoś ściągnął jej z oczu przepaskę, która zasłaniała jej normalną widoczność, na wszystko co się wokół niej znajdowało.  Teraz w końcu widziała wszystkie kolory, kształty. Wszystko było takie…takie wyraźne.  Nie chciała tego zmieniać.
        Podeszła do chłopaka i wtuliła się w niego. On zagarnął ją w swoje silne ramiona i oparł brodę na jej głowie;  był od niej sporo wyższy.
        Czuła się bezpiecznie w jego uścisku. Jakby wszystkie problemy odeszły, kiedy pojawił się przy niej ten przystojny arystokrata. Miała gdzieś, że jej brat i inni krzywo patrzą na to, że się z nim spotkała. Nie obchodziło ją to. To nic, ze do niedawna ten chłopak był dla niej obcy i za nim nie przepadała. Teraz miała gdzieś przeszłość i liczyła się dla niej tylko obecna chwila.
           Z rozmyślań wyrwały ich podjeżdżające pojazdy. Pożegnali się i każde z nich weszło do swojego autobusu. Mimo to, że pojechali w inne strony, każde z nich myślało o tym samym.



***




      Otworzył duże, masywne, drewniane drzwi i wszedł zmęczonym krokiem do domu. Kiedy je zamknął, oparł się o nie i zaczął głęboko oddychać. Wiedział, że teraz jego matka zabawia się z jakimś kochasiem, który niedługo zostanie jego nowym tatusiem.
     Jednak nie czuł się teraz wkurzony tym faktem. Tak na prawdę nie wiedział co się z nim dzieje. Pierwszy raz czuł się tak dziwnie obcy dla samego siebie. Jakby jakaś nieznana siła zmieniała go od środka.

Jedno spotkanie.

    Przez te parę godzin nie był sobą. Pierwszy raz ściągnął maskę. Pierwszy raz pomógł komuś bezinteresownie.

Jedna osoba.

    Przez nią nie poznawał siebie. Te kilka godzin spowodowało, że z a u f a ł. W końcu czuł, że może otworzyć się na innych. Na nią. Ale czemu? Czemu teraz nie przeszkadzało mu to, że nie ma kontroli nad samym sobą? Że uczucia, która w nim szaleją nie podlegają jego władzy. Miał to gdzieś.
     Po części bał się tej nagłej zmiany, ale jednak jej chciał. Chciał jej zaufać i chciał, żeby ona zrobiła to samo. Tylko nie miał pojęcia czemu.


W dupie mam to, że jestem Ślizgonem, a ty Gryfonką.


     Czemu czuł, że już go to nie obchodzi? Dlaczego nie zależało mu na tym, żeby być idealnym wychowankiem Domu Węża? Już nie chciał być tym, kim do tej pory był. Nie chciał być bezdusznym, cynicznym dupkiem. Takim jakim był jego najlepszy kumpel -Draco Malfoy. Już nie chciał wiernie go naśladować. Przestawał wierzyć w to, że to jest jedyny sposób na to by przetrwać, w tym chorym świecie.


Jesteś inny niż myślałam.


     A może on ciągle był inny? Może każdy zawsze widział w nim tego Blaisea Zabiniego, którego dostrzegła w nim Julia Potter?

Nie…
   
    Ona zorientowała się pierwsza. Jako pierwsza zobaczyła jego drugą, prawdziwą twarz. Którą tak szczelnie chował pod maską codzienności.
    Ale czemu ona? Dlaczego nigdy wcześniej nie patrzył na nią jak teraz? Jak na osobę, której zdanie jest ważniejsze niż wszystkie inne. Osobę, którą może postawić na piedestale. Oglądać, podziwiać, naśladować, uszczęśliwiać.
    Czuł się jakby… Nagle zaczęło mu  z a l e ż e ć.
     Potrząsną głową, chciał się pozbyć wszystkiego, co właśnie do niego dotarło. Tego do czego doszedł dopiero po szesnastu latach swojego życia. Tego czego już nie będzie tak łatwo wprowadzić w życie.
 -Muszę się napić.
      Szepnął do siebie i skierował się do salonu, gdzie stał duży barek zaopatrzony w wszelkiego rodzaju napoje wyskokowe. Wyjął jedną butelkę Ognistej Whisky i od razu się napił. Alkohol, który delikatnie podrażnił jego gardło, spowodował, że chłopak się rozluźnił i opadł bezwładnie na kanapę, zamykając przy tym zmęczone powieki.
 -Czyżby Potter cię tak wymęczyła?
      Do jego uszu dobiegł, tak dobrze znany mu drwiący głos. Leniwie otworzył oczy i wlepił swoje brązowe tęczówki w postać Blondyna, który nonszalancko opierał się o futrynę, a na jego twarzy gościł, tak charakterystyczny dla niego, cyniczny uśmieszek.
 -Co robisz w moim domu o tej porze? -zapytał wymijająco Zabini.
 -Ja bym mógł zapytać ciebie, co robiłeś o tej porze z Potter.
 -Moja sprawa co robię z Julią i o jakiej porze.
    Powiedział dokładnie akcentując jej imię. Wstał i schował napój, tam skąd go przed chwilą wyjął. Za to Draco rozsiadł się w wygonie w fotelu i patrzył przenikliwym wzorkiem na Bruneta.
 -Od kiedy mówisz do niej po imieniu?
 -A od kiedy ty mnie śledzisz? -Blaise uniósł głos.
 -Nie śledziłem cię. To nie w moim stylu -wzruszył ramionami.
 -Jasne. Wielki Pan Draco Malfoy, przypadkiem wszedł do tego samego clubu, w którym byłem z Julią -prychnął.
 -Nie, nie przypadkiem. Chciałem się napić i myślałem też, że może tam będziesz.
 -Czyli jednak śledziłeś.
 -Szukanie, a śledzenie to dwa różne pojęcia. -Malfoy ciągle był opanowany. Nie podniósł głosu, tak jak to robił Zabini. Zawsze potrafił kontrolować i ukrywać wszelkiego rodzaju emocje. Był w tym mistrzem. I każdy kto go znał, wiedział o tym. Niektórych to denerwowało, niektórych uspokajało.
 -Nie mam ochoty teraz na rozmowę z tobą. Idę spać. Dobranoc -powiedział i ruszył ku schodom, które miały zaprowadzić go do jego pokoju.
 -Ona nie jest dla ciebie! Jesteście z dwóch różnych światów! To się nie uda!
    Krzyknął za nim, a Brunet w odpowiedzi machną tylko ręką i zniknął w ciemności, zostawiając szarookiego samego.
     Wszedł do pomieszczenia i od razu skierował się do łazienki, żeby wziąć długi prysznic. Chciał zmyć z  siebie dzisiejszy dzień i wszystko to co działo się w jego głowie. Te sprzeczne myśli, które nim zawładnęły i odebrały kontrole. Już nie czuł się tak dziwnie szczęśliwy jak wcześniej. Teraz był wściekły. Na Draco, na siebie, na wszystko.
   
Ona nie jest dla ciebie.

      Może Malfoy miał racje? Może jednak ich znajomość nie powinna dłużej trwać. Przecież to jest niemożliwe, żeby Ślizgon przyjaźnił się z Gryfonką! Nigdy nie zdarzyła się podobna anomalia. To było jak zakazany owoc.
      Jednak on chciał go spróbować. Złamać zasady i cieszyć się tym co los właśnie mu dał. Nie chciał wypuścić tego z rąk. Nie teraz kiedy wszystko może się zmienić.
       Ale z minuty na minutę czuł, że to może skończyć się kolejną porażką
      Odkręcił kurki z ciepłą i zimną wodą. I pozwolił kroplą spływać po jego idealnie umięśnionym ciele. Prysznic wcale mu nie pomagał. Ciągle słyszał ją, czuł. Jej perlisty śmiech odbijał się echem w jego głowie.
 -Wariuje.
     Szepnął w przestrzeń. Jednak nie otrzymał ani potwierdzenia, ani tym bardziej zaprzeczenia. Co się z nim działo? Przecież to nielogiczne. Czyżby on mógł czuć coś, czego zawsze się wyrzekał i przed czym bronił się nogami i rękami? …


***



Billy Joel – Vienna



         Od tygodnia na Grimmauld Place 12 trwały porządki. Młodsi porządkowali swoje pokoje, a starsi resztę domu. Atmosfera była raczej wesoła. Spowodowane było to chyba żartami Freda i Georga. Jednak już nikt ich za nie nie ganił.
     Harry właśnie rozpakowywał ostatnie pudło jakie mu zostało. Wyjmował z niego rzeczy i ustawiał na pobliskiej półce. Dursleyowie byli uradowani, że zobaczą ich już tylko w następnym roku na wakacje i to tylko do dnia ukończenia ich siedemnastych urodzin. Oni też raczej nie będą płakać.
     Zielonooki trzymał właśnie w ręku ruszającą się fotografię, na której znajdował się on z Julią, kiedy mieli po trzynaście lat. Julka siedziała mu na plecach i targała mu czarne włosy. Na jej twarzy gościł promienny uśmiech. Uśmiech, który znowu wraca. Jednak wiedział, że to nie jest tylko jego zasługą. Czuł, że o wiele bardziej przyczynił się do tego Blaise Zabini. I nie mógł zrozumieć dlaczego jego siostra zaufała Ślizgonowi. Jednak dopóki kontakt z nim jej pomagał, on nie zamierzał zabraniać się jej z nim spotykać czy też pisywać listów, które przychodziły po parę razy dziennie.
 -Obiad!
     Z dołu rozbrzmiał, donośny krzyk Pani Weasley. Postawił zdjęcie na szafce nocnej i wyszedł z pokoju.
     Zbiegł po schodach i przy drzwiach do kuchni natkną się na Ginny. Jego serce dziwnie przyspieszyło, a język uwiązł mu w gardle. Nie mógł nic powiedzieć. Uśmiechnął się tylko nieśmiało i przepuścił ją w drzwiach.
 -Wiem, że ci się podoba -szepnęła mu do ucha Julia, która pojawiła się nie wiadomo skąd i wyminęła go tańczącym krokiem zajmując miejsce przy stole.
      Czemu ona przeważnie wiedziała co czuł? Czytała mu w myślach czy jak?
      Usiadł przy stole, jak najdalej od Ginny.
      Tak Julia miała rację. Czuł coś do tej ślicznej, rudej osóbki. Kiedy była w pobliżu nie mógł nic powiedzieć. Jakby ktoś zabrał mu język i schował w kieszeni. Robił przy niej głupie rzeczy. Starał się nie myśleć o niej w ten sposób, ale mu nie wychodziło. Kiedy tylko widział ją z jakimś chłopakiem, od razu miał ochotę mu przyłożyć. Jednak widział, że nie może. I wiedział też, że Ron nie może się o niczym dowiedzieć. Bo na pewno by się wkurzył i zrobiłby nie potrzebną aferę.
      Jednak Ron nie był jedynym powodem dla, którego nie chciał nikomu mówić. Bo nawet gdyby Ginny się o tym dowiedziała i a nuż czuła by to samo, to on i tak nie mógłby z nią być. Ona nie była dla niego. Była dla niego za dobra. Groziłoby jej niebezpieczeństwo. A on nie chciał, żeby stało się jej coś złego. Tego by nie przeżył…



***


    Michael Suby

    
       Niebo gwałtownie pociemniało, zerwał się porywisty wiatr, który nadawał rytm drzewom.  Księżyc i gwiazdy ukrył się za ciemnymi chmurami, jakby bały się patrzeć na postać w czarnej szacie, która szła, a raczej sunęła po ścieżce. Jej długa szata powiewała na wietrze, nadając jeszcze większej grozy. 
        Postać skręciła w szeroką aleję obrzeżoną starannie, przystrzyżonym żywopłotem. Po chwili zatrzymała się przed masywną, czarną jak węgiel bramą. Tajemnicza osoba dotknęła jednego z prętów, chudą, kościstą, lekko pozieleniałą ręką, a ona rozstąpiła się umożliwiając dalszą drogę. Owy osobnik ruszył przed siebie i po paru minutach jego oczom ukazał się duży dworek, zbudowany z dość ciemnej cegły. Nie zastanawiająca się i nawet nie pukając, wszedł do środka. Kiedy tylko drzwi zamknęły się z hukiem, znalazło się przy nim dwóch mężczyzn, którzy ukłonili mu się nisko. 
 -Panie, wszyscy już są -odezwał się jeden z nich. 
 -Dziękuje Lucjuszu. -odpowiedział i ruszył do pomieszczenia znajdującego się na końcu holu. 
        W pokoju do którego wszedł było pełno ludzi. Wszyscy siedzieli przy dużym, dębowym stole. Pomieszczenie tonęło w lekkim mroku, a jedynym źródłem światła był ogień buchający z kominka. Kiedy obecni zorientowali się, że wszedł do pokoju, zapadła cisza i wszyscy ukłonili się nisko. Ruchem ręki nakazał im usiąść. Sam ruszył do wolnego miejsca, które znajdowało się na szczycie stołu. Usiadł i przyglądał się wszystkim zebranym. Po chwili ściągnął z głowy kaptur ukazując twarz przypominającą węża i  jarzące się pełnym szkarłatem oczy. Swoje krwiste tęczówki zwrócił ku twarzy brązowowłosego młodzieńca.
 -Mam nadzieje Forest, że jesteś przygotowany do zadania, które rozpoczynasz już od jutra.
 -Tak Panie mam już obmyślony plan. 
 -Cieszę się.  -Jego oczy powędrowały na postać czarnowłosego mężczyzny, ze spiczastym nosem. -Snape jak się sprawuje twój gość? Są z nim jakieś problemy?
 -Nie ma żadnych problemów. Wszystko mam pod kontrolą.
 -Świetnie, świetnie. Ma ktoś jeszcze dla mnie jakieś wiadomości? -jego głos zaczynał niebezpiecznie drżeć -Może ktoś z was w końcu się dowiedział gdzie przebywają Potter’owie?! Bo od dwóch tygodni nie mam o nich żadnych wiadomości! -ryknął, a w pomieszczeniu nastała cisza. 
      Wszyscy uciekali wzrokiem od jego postaci. Był wściekły, a kiedy Lord Voldemort jest zły wiele ludzi ginie bez powodu.  Teraz też musiało na kogoś paść. Nie ważne na kogoś. Ktoś musiał zginąć, żeby Voldemort poczuł się lepiej.


***


 -Macie być grzeczni! Nie chcę znowu dostawać co tydzień wiadomości ze szkoły o waszych nowych, genialnych pomysłach – mówiła pani Weasley do swoich dzieci i do rodzeństwa Potterów, na peronie dziewięć i trzy czwarte. 
     Na twarzach wszystkich gościł szeroki uśmiech. Bo to właśnie dzisiaj nadszedł dzień, kiedy mogą wrócić do swojego drugiego domu. Choć dla niektórych jest to pierwszy i najprawdziwszy dom, jaki mogliby mieć. Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie jest najbardziej magicznym miejsce na ziemi. 
 -Ale my zawsze jesteśmy grzeczni -powiedział Ron i uśmiechnął się do matki. 
 -Tak, tak. A teraz już wsiadajcie. 
      Pożegnali się i ruszyli w kierunku czerwonego pociągu. Z ich twarzy nie schodził uśmiech, dopóki na ich drodze nie stanął blond włosy chłopak. Jego twarz jak zawsze ukazywała cynizm i wyższość nad innymi. Obok niego stał tajemniczy ciemnowłosy chłopak.
      Julia kiedy tylko zauważyła blondyna, zacisnęła pięści i usta ściągnęła w wąską kreskę. Gdyby tylko mogła rzuciłaby się na niego i wyrównała mu tą jego buźkę. 
 -Proszę, proszę kogo my tu mamy. Złote Dzieci, zdrajcy krwi i szlama. Cóż za piękny obrazek -powiedział głosem przepełnionym jadem. Julia przesunęła się do przodu.
 -Oh Malfoy, chyba ci się dowcip przez wakacje wyostrzył -prychnęła ze wściekłością.
      Draco zdenerwował się po słowach Brunetki, ale udawał, że go to wcale nie ruszyło. Zbliżył się do niej tak, że dziewczyna czuła jego drogie perfumy.
 -A ty Potter, jak zawsze ostra  -szepnął do jej ucha, tak cicho, że tylko ona była w stanie to usłyszeć. Kiedy poczuła na szyi jego oddech, wzdrygnęła się nieznacznie. -Ostatnio mam na ciebie ochotę. A ja zawszę dostaję to czego chcę -wysyczał  -Idziemy Liam – zwrócił się do swojego towarzysza i ruszyli ku wyjściu.
 -Żebyś się przypadkiem nie przeliczył, Malfoy! -krzyknęła za nim.
 -Do zobaczenia Potter! -odkrzyknął i wszedł do pociągu. 
       Dziewczyna prychnęła niczym rozjuszona kotka i ruszyła szukać wolnego przedziału. Jej przyjaciele poszli za nią. 
        Po przejściu wszystkich wagonów i sprawdzeniu wszystkich przedziałów, dopiero ostatni był pusty i w końcu mogli spokojnie usiąść. 
 -Co to był za chłopak co szedł z Malfoyem? -zapytała Ginny, kiedy wszyscy już wygodnie usiedli. 
 -Nie wiem. Nigdy wcześniej go nie widziałem -powiedział Ron. 
 -Może to kolejna kopia wspaniałego i skretyniałego Malfoy’a -skomentowała Julia. 
 -Jest jakiś podejrzany. 
 -Tak, tak Harry. Dla ciebie każdy jest zamieszany w spisek. 
 -Hermiono tym razem mam racje. 
 - To co mamy z tym zrobić? 
 -Sprawdzić. 
 -Tak podejdźmy do niego i zapytajmy czy przypadkiem nie jest zamieszany w jakąś sprawę, bo mojemu podejrzliwemu braciszkowi kolejny raz rzuciło się na mózg  -wtrąciła się Julka. 
 -Ale…
 -Harry koniec. Dopiero wsiedliśmy do pociągu, a ty już szukasz kolejnego problemu. Może w tym roku trochę przystopujemy. Bo jak na razie mam dość bliskich spotkań z Panią Śmiercią i tłumaczenia jej, że jednak jeszcze mogę sobie pożyć. 
 -Julka ma racje. -przyłączył się do niej Ron, a Ginny i Hermiona przytaknęły kiwając głowami. 
 -Jak chcecie. Tylko później nie płaczcie, jak okaże się, że miałem racje. 
      W przedziale nastała cisza. Wszyscy zajęli się swoimi sprawami. Julia oparła głowę na szybie, a ręką głaskała swoją kotkę. Patrzyła na zmieniający się krajobraz za oknem. Raz teren był płaski, a po chwili robił się pagórkowaty. Jakby natura utożsamiała się z jej życiem.  Jej też raz idzie wszystko łatwo, a raz wszystko się psuje. Tak ma każdy. Jednak u niej jeżeli coś idzie nie tak ktoś wtedy ginie. Chce się zmienić, zacząć postępować rozważnie, a nie lekkomyślnie. Wtedy na pewno osiągnie swój cel. 
        Przeniosła wzrok na swoich przyjaciół i włączyła się do rozmowy.
       Przez całą drogę śmiali się i wygłupiali. Zachowywali się jak normalni nastolatkowie, którzy nie mają żadnych problemów. Którzy nie boją się tego, że za rogu mogą wyjść Śmierciożercy i pozbawić ich życia. Zapomnieli o zmartwieniach i po prostu żyli chwilą obecną. Nie tym co było czy tym co będzie. Tylko ty co jest tu i teraz.
       Teraz zniknęły ich wszystkie smutki, które przez cały czas były nieodłącznymi towarzyszami ich życia. Kiedy byli razem nie liczyło się to co złe. 
      Bo wiedzieli, że cokolwiek by się stało, oni zawsze będą razem. Bo na tym opiera się prawdziwa przyjaźń. Żeby pomagać sobie kiedy, ta druga osobą się przewróci. Pomóc jej wstać i iść z nią dalej. Bo przyjaźń to najlepsza rzecz jaką może ofiarować człowiek , drugiemu człowiekowi. I tylko najwięksi szczęściarze zostaną obdarowani tą prawdziwą i niepowtarzalną rzeczą. Uczuciem bliskość i świadomości, że nigdy nie będziemy sami i zawsze ktoś pomoże nam w trudnych sytuacjach. 
       Oni ją mieli. Ich przyjaźń przetrwała wszystkie próby. Byli ze sobą na dobre i na złe. Już nic i nikt nie jest w stanie ich rozdzielić. 
 -Może przebierzemy się już w szaty? Niedługo będziemy na miejscu –powiedziała Hermiona i wszyscy zaczęli się przebierać. 
       Po niecałych czterdziestu minutach wysiadali już z pociągu i zmierzali w kierunku powozów. Nagle ktoś złapał Julię w tali i okręcił wokół własnej osi. Krzyknęła przerażona, jednak kiedy usłyszała śmiech owej osoby już się nie bała. Blaise postawił ja na ziemi i uśmiechnął się do niej promienie, a ona odwzajemniła gest. Wszyscy przechodzący obok ludzie patrzyli na nich ze zdziwieniem i szeptali między sobą. Jej znajomi patrzyli na tą sytuację sceptycznie i weszli do wolnego powozu.
 -Julka chodź! –krzyknęła do niej Ginny. 
 -Zobaczymy się później –powiedziała do Zabiniego, cmoknęła go w policzek i pobiegła do znajomych.
            Siedzieli w powozie, który miał ich zawieść pod samą szkołę. Potter patrzyła z podziwem na zamek. Przejeżdżała tu już szósty raz, ale i tak wpatrywała się w niego jak w obrazek. Był piękny i taki tajemniczy. Kolejny raz oniemiała z zachwytu. Była w swoim prawdziwym domu. W miejscu, za którym tęskniła przez te dwa miesiące wakacji. To właśnie w tych murach poznała swoich najlepszych przyjaciół i największych wrogów.

     -Witam was w kolejny roku nauki w Hogwarcie. Przed rozpoczęciem uczty chciałbym ogłosić parę formalności. Zabrania się wchodzenia do Zakazanego Lasu. Niech pamięta o tym każdy uczeń -dyrektor po wypowiedzianych słowach skierował wzrok na czwórkę Gryfonów. Oni tylko uśmiechnęli się do niego przepraszająco. –W tym roku mamy jeszcze dwóch nowych uczniów, którzy dołączą do klas szóstych. Minerwo wprowadź ich. 
        Nauczycielka transmutacji wprowadziła do Wielkiej Sali dwóch szesnastolatków. Potterowie i Weasleyowie znali jednego z nich –był to ów tajemniczy chłopak, który towarzyszył Malfoyowi na peronie. Jednak tego drugiego widzieli po raz pierwszy. Był to przystojny szatyn. Jego postawa pokazywała, że był bardzo pewną siebie osobą. Trudno było oderwać od niego wzrok. 
 -Ale ciacho –szepnęła do Julki Ginny. 
 -Yhym –mruknęła tylko panna Potter, nie odrywając nawet wzroku od owego chłopaka. Co się jej w nim nie podobało. Tylko nie wiedziała co.
        Nieznajomi weszli na podwyższenie. 
 -Liam Forest. 
        Wyczytała profesor McGonagall i pierwszy na podest wszedł znajomy Draco. Kiedy tylko Tiara Przydziału dotknęła jego głowy powiedziała:
 -SLYTHERIN! 
         W Wielkiej Sali zabrzmiały brawa i krzyki Ślizgonów. Liam ruszył do ich stołu z malowaną się dumą na twarzy. 
 -Już go nie lubię –skwitowała Julia, a jej przyjaciele przytaknęli. 
 -Trip Cole. 
          Teraz na stołku usiadł owy przystojniak. 
 -Mogłabym go schrupać. 
 -Ginny zamknij się –warknęła Hermiona. 
      Minerwa nałożyła na jego głowę tiarą. Na chwilę zapadła dłuższa cisza. Wszyscy czekali na werdykt. Po chwili w pomieszczeniu rozbrzmiał głos: 
 -GRYFFINDOR!
         Gryfoni wybuchli jeszcze większą radością niż ich poprzednicy. Najgłośniej cieszyła się damska część Domu Lwa.
       Dyrektor ogłosił jeszcze parę ważnych informacji. Po skończonej mowie powiedział tylko:
 -Wsuwajcie. 
    I stoły zapełniły się różnego rodzaju potrawami. Z ust uczniów wydobył się cichy okrzyk zachwytu. Zaczęła się uczta.

_________________________________________________________________________________
Dziękuje za wszystkie komentarza cieszę się, ze jest was coraz więcej. Może akcja trochę chaotyczna i zbyt szybka, ale tak ma być. planuje zrobić kilka części tego opowiadania, ale nie rozbijać tego na tysiące miliony rozdziałów. Mam nadzieje, że aż tak strasznie nie jest. 


Buziaki Ina 

24 komentarze:

  1. Nie marudz !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Jest super genialnie i w ogóle prze super !!!! Liam? Trip ? coś mi się tu nie podoba. co to ? kto to ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale by było fajnie gdyby Blaise zaczął chodzić z Julią ^^A Malfoy niech lepiej pilnuje swojego nosa, a nie pcha się w sprawy innych ludzi. Nie wiem co mam jeszcze napisać, rozdział tak cudowny, że aż brak mi słów ; ) Ja ogólnie nie pisze sama bloga tylko komentuje. Kiedys pisałam na onecie i zdazylam zauwazyc ze ty tez bo to opowiadanie kiedys czytalam i wdze ze je poprawiasz. Od razu podesłałam bloga moim kolezanką więc szykuj się na masę komentarzy i ludzi, którzy kiedyś sie czytali i uwielbiali. Czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja już myślałam, ze o mnie to nikt nie pamięta a tamten blog poszedł w zapomnienie tak jak ja zapomniałam do niego hasła i loginu ^ ^ bardzo mi miło z tego powodu, że ktoś mnie kiedyś czytał i dalej to pamięta na prawdę.

      Usuń
  3. Ino, o matko! Ten rozdział był przeraźliwie krótki, nudny, smętny, denerwujący (czemu? a nie wiem) a w dodatku niezbyt treściwy, a w dodatku spać mi się po nim zachciało. Czytałam go prawie pół godziny i nic nie zrozumiałam! Serio, serio, serio tak naprawdę było. Wybacz, musiałam to napisać. mwhahaha! Tak sobie teraz czytam, to co napisałam i stwierdziłam, że jestem beznadziejna! Nawet w komentarzu kłamać nie potrafię. No i czemu tak jest? xD głupia! głupia! głupia! ^^ Rozdział był oczywiście znakomity ! Ino, Ino’eczko ko-oocham Cię! ;* xD Możesz pisać cały czas takie długie rozdziały. xD o yeah! ;>> Eh, myślałam, że się pocałują… No, ale trudno. Mam dziwne wrażenie, że i tak to kiedyś nastąpi, więc pozostaje mi tylko czekać, czekać i jeszcze raz czekać. ;) wytrzymam! xdd pozdrawiam. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. może i kiedyś nastąpi zobaczymy nic nie obiecuje :)

      Usuń
  4. Za długo! Trochę mnie już nudziło czytanie, ale nie usnęłam. Powstrzymałam się i przeczytałam całość. Nie mówię, że jest źle, bo jest dobrze, nawet bardzo, ale gdy piszesz tak długie rozdziały, to to zaczyna być uciążliwe. Dodajesz szybko i odcinki są długie. Chociaż potrafisz przez kilka stron pisać prawie, że o niczym ( czego ja nie potrafię niestety ;// ) to gdy jest tego tak dużo, to naprawdę przygniata. Może troszkę krócej? ;))Kurde, cały czas tylko narzekam i narzekam… ;// Głupia jestem, przepraszam ;**Ciekawi mnie, jakie działanie podejmie Malfoy, aby skłócić ze sobą Julię i Blaise’a, co zapewne będzie zechciał zrobić. ;> Pozdrawiam! ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dobrze, że narzekasz. konstruktywna krytyka zawsze sie mile widziana. tak jak mówiłam chcę napisać dużo czasem przeginam i postaram się to ograniczać :)

      Usuń
  5. Bell i Hidney17 września, 2015

    B: Rozdział krótki… no co tak patrzysz?! Tylko żartowałam XD Humor się dzisiaj mnie trzyma. No cóż… podobało mi się! Bosko! Świetnie opisane uczucia Juli i Blaise i to chyba najbardziej przypadło mi do gustu. Znalazłam kilka literówek. Cóż… naprawdę nie wiem co jeszcze mogę napisać, żeby to miało jakiś sens. Czekam na kolejny rozdział :DPozdrawiamy ; **

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. literówki? już lecę sprawdzać :) ciesze się, że się podobało :)

      Usuń
  6. Cześć!
    Cieszę się, że moje kciuki na coś się przydały :D Gratuluję!
    Kurczę, wciąż nie mogę się nadziwić, z jaką lekkością wprowadzasz poetyckie elementy do swojego opowiadania. Twoje opisy i metafory są po prostu niepowtarzalne.
    Przemyślenia Julii były bardzo przekonujące, piętno Tej-Która-Przeżyła musi być naprawdę nieznośne, skoro chwila autobusowej anonimowości tak na nią podziałała.
    Oooch, jak słodko Blaise działa na Julię :) I bardzo dobrze! Ktoś musi wreszcie o nią zadbać. Mam nadzieję, że Zabini okaże się tego godzien. Na razie mają na siebie dobry wpływ, oboje :)
    Opis Draco też Ci się udał - jego wygodnictwo wydawało się bardzo prawdopodobne, no bo życie według konwenansów narzuconych przez rodzinę, któe zresztą stawiają do w dobrej pozycji, na pewno jest wygodniejsze niż ciągła walka. Jego znudzenie, zblazowanie oddałaś doskonale.
    Co za paskud z tego Malfoy'a - będzie walka Draco kontra Blaise o Julię? :D Zapowiada się ciekawie.
    Ach, Hogwart! Uwielbiam go.
    Okazuje się, że ten rok może być JESZCZE ciekawszy, a to za sprawą dwóch nowych uczniów. I to takich, którzy trafili do dwóch wrogich domów. No, no, nie wiadomo, czego się spodziewać :) Złe przeczucia Julii sugerują nam jednak, że raczej niczego dobrego.
    Rodział był ciekawy. Nie powiedziałabym, że akacja gna, zwłaszcza, że wiele czasu poświęcasz wnętrzu swoich bohaterów, więc nic nie wydaje się przypadkowe. Oby tak dalej!
    Z pozdrowieniami
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a dziękuje dziękuje, zawsze jak będę coś zdawać to będę pisać, że masz trzymać kciuki wtedy zawsze zdam :)
      twoje komentarze sprawiają, że serce mi podskakuje. na prawdę. ciesze się, że ci się to podoba.
      poświęcam dużo czasu bohaterom i ich przeżyciom bo za bardzo nie potrafię pisać dialogów. tego zazdroszczę tobie bo ty jesteś w tym genialna !

      Usuń
    2. W takim razie musimy czerpać od siebie nawzajem, bo ja z kolei średnio radzę sobie ze zgrabnym nazywaniem emocji, haha ;p Pisz szybko nowy rozdział i nie zrażaj się komentarzami o długości, bo im więcej czytania, tym więcej radości!

      Usuń
    3. pisze się pisze, ale opornie idzie niestety :(

      Usuń
  7. AAA!!! HP!!! Zyskałaś, Moja Droga kolejną czytelniczkę ^^Z góry proszę o informowanie mnie o nowościach, a jak! :DPrzepraszam, że nie przeczytam wszystkiego od razu, ale nie mam czasu T_T Obiecuję jednak, że nastąpi to jak najszybciej :*Oczywiście będę Cię informować o nowościach :)Pozdrawiam serdecznie.[unhappy-end]PS. Dziękuję za odwiedzenie mojego bloga xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ojej dziękuję ! :* twoje opowiadanie też jest wspaniałe!

      Usuń
  8. Mnie się tam rozdział podobał ;D Długość nie miała jakiegoś większego znaczenia, bo był napisany tak pięknie, że… Draco, to jednak świnia jest, proszę Ciebie. Jak może tak… Powinien mobilizować Blaise’a i mówić, że uda mu się z Julią, a nie jeszcze zniechęcać. Chociaż to Malfoy… Dla niego zawsze ważne były te wszystkie rzeczy, związane z pochodzeniem… xdd //

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Draco i mobilizacja kogoś kto nie jest nim? hmmm...dość niepojete dla mnie. ale w moim opowiadaniu on również zmieni swoją postawę w pewnym momencie mam taka nadzieję, że nie zmienię planu : )

      Usuń
  9. Bardzo mi się podoba ten rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Cześć!
    O tej nieludzkiej godzinie, jaką jest 6.07 nowy rozdział dołączył do swoich małych przyjaciół w opowiadaniu Na Skraju.
    Zapraszam i pozdrawiam
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń